Friday 5 September 2014

Us in Disneyland Paris

I think I'm finally ready to write a few words on our big day in Disneyland. It's time to wrap up our spring adventure, and that's basically the only thing left. Oh, and some tips that came handy when planning our Paris trip, but that will be the last post on the topic.

We decided to buy a one-day-one-park ticket. For two reasons:

a) we thought that our kids are too small to go to Walt Disney Studios Park
b) we were only planning to spend one day in Disneyland anyway and wanted to get the maximum of one park.

We used public transport to get to Disneyland. First metro, then RER A train. You can't miss it, as so many people take off by Disneyland... ;) And you can't lose the way, just go with the crowd, they'll take you to the entrance.

It was raining all the way, and still when we got there. Horrible. But what could we do? Nothing, just try to maximize our day and make the best of it. That was our goal.

We got to the tents for the security check and then to the entrance to the park. A bit nervous, excited a lot, not knowing what to expect yet expecting so much.

After a little while, it stopped raining. But before it did, I took a train ride with Artur. Such a waste of time, but I didn't know it then (and somebody recommended that ride to me... What for??). Well, the train itself was cool, the staff were dressed the exact same way as in Disney cartoons, so that was also cool, but other than that? Not worth it, at least in my opinion.

But let's move on. When we got off the train, it wasn't raining any more. Better yet, the sun came out! How cool was that? We went to get a picture with Sleeping Beauty's castle and to enjoy ourselves in Fantasy Land (that's where we spent most of the day). First, Pinokio. Decent, I must say, but dark and loud at times (and as I've already mentioned, Artur is afraid of the two, especially when combined. Paulinka liked it, though). Then, Mad Hatter's Maze. And that thing we all enjoyed! Artur was running around the maze, trying to find the right way. Or, rather, on purpose choosing the wrong ways for a bit of a laugh.

Since lines to all rides are lo(oooooo)ng, snacking in the lines is a great option. Even though there are no picnicing signs, nobody even cares and everybody snacks in the lines. Wherever you go, there are signs that you have to wait 50, 75, 90 minutes till you get to the ride. Horrible. For me, there's something wrong with it, it shouldn't be like it and, most likely, it might be better organised. Are these long lines only in Paris or in every Disneyland in the world? There are bigger parks with more visitors and shorter lines. So it is doable. I honestly don't get it and truly believe something should (and most likely could) be done with it. But does anybody care? People are gonna come anyway, after all it's Disneyland. We came, too. So that's how it goes... Anyway...

The main point of the day, or a wrap up of the day, is the parade. Every day in the evening (ours was at 6 or 7 p.m.) there's a parade along the main road with all disney characters. And it looks amazing. It was worth waiting for it and watching it (even though it was starting to rain, again). We all enjoyed it. But be ready to come a bit earlier to get yourself a good spot to watch it. Especially if you're there with kids. Adults tend to get to the first row and not even let kids through. That's what we've seen. Sad, but true. And, of course, they have to take so much space (cause they're sitting while they're waiting, but then get up when the parade starts) and book some space for their relatives or friends (who never show in the end)... Again, sad, but true. And irritating. (I know, a lot of irritation in this post. I can't help it. That's why I didn't want to write it before. I thought I'd be able to let the irritation go. Apparently, I can't). We did like the parade, anyway.

After the parade, the park empties. Lots of people with kids, especially young kids, simply leave and it's so much easier to get to the rides (those that are still working). So if you can, stay. We stayed. Although at first we were also planning to leave after the parade (the ride from Disneyland to our hotel took us over an hour). Since we decided to stay, we also wanted to watch the laser show (that's on when the park closes), but Artur already begged us to get back to the hotel, as he was so tired and barely standing on his feet. So we did head to the train station insted of heading to the laser show. Like five minutes before the show even started. But child's needs come first. He did get back to life on the train, though. Both of them ;)

All in all, we were happy we went there. Even despite the few regrets and drawbacks. We had a lot of fun. And that was our prerogative.


Wydaje mi się, że jestem już gotowa napisać kilka słów na temat naszej wyprawy do Disneylandu. Czas powoli zakończyć naszą wiosenną wyprawę, a to chyba jedyna rzecz, która mi została. A, no i kilka wskazówek, które mi się przydały podczas planowania wizyty w Paryżu, ale o tym już na sam sam koniec. 

Zdecydowaliśmy się na zakup biletów jeden-dzień-jeden-park. Z dwóch powodów:

a) uważamy, że nasze dzieci są za małe na Walt Disney Studios Park
b) planowaliśmy tylko jednodniowy pobyt w Disneylandzie i chcieliśmy maksymalnie wykorzystać czas w jednym parku.
W dotarciu do Disneylandu pomogła nam komunikacja miejsko-podmiejska, czyli metro i RER A. Właściwej stacji nie da się przegapić, bo większość ludzi tam właśnie wysiada... ;) I dalej trafić też się da bez problemu, wystarczy iść za tłumem.

Przez całą drogę do Disneylandu padało. Straszne. Ale co mogliśmy zrobić? Nic, jedynie spróbować na maksa wykorzystać dzień. To był nasz cel.

Dotarliśmy do namiotów na kontrolę bezpieczeństwa, a w końcu i do wejścia do parku. Podenerwowani, podekscytowani, nie wiedzący, czego się spodziewać, ale jednocześnie wiele oczekujący.

Po jakiejś chwili przestało padać. Ale zanim przestało, pojechaliśmy z Arturkiem pociągiem wokół parku. Totalna strata czasu, ale wtedy tego nie wiedziałam (a ktoś polecił mi tę przejażdżkę... Po co??). Pociąg sam w sobie był fajny, obsługa ubrana jak bohaterowie kreskówek Disneya, więc też fajnie, ale poza tym? Nie warto, przynajmniej według mnie.

Ale idźmy dalej. Gdy wysiedliśmy z pociągu, już nie padało. Nawet lepiej, słońce wyszło! Super, nie? Poszliśmy zrobić jakże tradycyjne zdjęcie z zamkiem Śpiącej Królewny i korzystać z atrakcji Fantasy Land (tam spędziliśmy większość dnia). Najpierw Pinokio. Całkiem fajny, choć ciemny i momentami głośny (czego, jak już wspomniałam, Arturek się boi, szczególnie gdy oba te zjawiska są połączone. Paulince za to się podobało). Potem Labirynt Szalonego Kapelusznika. I to nam się wszystkim podobało! Arturek biegał po labiryncie jak szalony próbując znaleźć właściwą drogę. A raczej celowo wchodząc w złą drogę, żeby potem móc się z tego pośmiać.

Jako że kolejki do wszystkich atrakcji są bardzo(oooooooo) długie, polecam podjadać właśnie w nich stojąc. W parku są, co prawda, znaki zakazujące piknikowania, ale nikt sobie z nich nic nie robi i chyba wszyscy podjadają w kolejkach. Gdziekolwiek by się nie poszło, "sympatyczne" znaki informują o 50, 75, 90 minutach oczekiwania w kolejce. Straszne to jest. Według mnie, coś jest nie tak, powinno być inaczej, powinno to być lepiej zorganizowane. Nie wiem... Takie długie kolejki są tylko w Paryżu  czy również w każdym innym Disneylandzie na świecie? Są większe parki z większą ilością odwiedzających, ale nie ma w nich aż takich kolejek. Czy da się. Naprawdę tego nie rozumiem, ale gorąco wierzę, że coś powinno (i da) się z tym zrobić. Ale czy ktokolwiek się tym przejmuje? Ludzie i tak przyjdą, w końcu to Disneyland. My też przyszliśmy. I tak to właśnie wygląda... No cóż...
Głównym punktem dnia, a może podsumowaniem dnia, jest parada. Codziennie pod wieczór (nasza była albo o 18 albo o 17, nie pamiętam) parada disneyowskich postaci przechodzi główną aleją parku. I wygląda niesamowicie. Warto było na nią czekać i ją zobaczyć (chociaż znów zaczynało padać). Wszystkim nam się bardzo podobało. Warto pojawić się na paradzie trochę przed czasem, aby zająć sobie dobrą miejscówkę. Szczególnie jeżeli wybieracie się tam z dziećmi. Zdarza się, że dorośli pchają się do pierwszego rzędu i nawet dzieci przed siebie nie wpuszczają. Sami to widzieliśmy. Smutne, ale prawdziwe. I do tego, oczywiście, muszą zająć dużo miejsca (bo w oczekiwaniu na paradę siedzą, potem wstają) i jeszcze zająć miejsce dla znajomych albo rodziny (którzy się nigdy nie pojawiają)... Jeszcze raz, smutne, ale prawdziwe. I frustrujące. (tak, wiem, dużo w tym poście narzekania i frustracji. Nic na to nie poradzę. Właśnie dlatego wcześniej nie chciałam o Disneylandzie pisać. Miałam nadzieję, że tej irytacji się pozbędę. Najwidoczniej nie wyszło). Parada sama w sobie bardzo nam się podobała.

Po paradzie park pustoszeje. Dużo ludzi, którzy byli w parku z dziećmi, szczególnie z maluchami, wychodzi, więc zdecydowanie łatwiej dostać się do poszczególnych atrakcji (które jeszcze działają). Więc jeśli tylko możecie, zostańcie. My zostaliśmy. Choć w pierwszej chwili planowaliśmy wracać zaraz po paradzie (podróż z Disneylandu do hotelu zajęła nam dobrze ponad godzinę). Jako że zdecydowaliśmy się jednak zostać, chcieliśmy też zobaczyć pokaz laserów (który ma miejsce na zamknięcie parku), ale Arturek prosił, żebyśmy już wracali, bo był już tak bardzo zmęczony i ledwo stał na nogach. Tak więc poszliśmy na stację zamiast na pokaz laserów. A było to jakieś 5 minut przed pokazem. Ale potrzeby dziecka są najważniejsze. W pociągu wrócił już do życia. W sumie oboje wrócili ;)

W gruncie rzeczy, cieszymy się, że byliśmy w Disneylandzie. Nawet pomimo tych kilku frustrujących rzeczy. Dobrze się bawiliśmy. A to był nasz główny cel.


 The parade / Parada

No comments:

Post a Comment