Thursday, 31 January 2013

A really short skiing trip

We had winter. For some time. And last Monday it all started melting, it started raining and last night and today the wind has been blowing so stroooong! It's scary to even open the door. You don't know if after a few seconds you're still gonna have something to shut...

But not about that, not about that.

We went skiing on Saturday. Obviously, I wasn't skiing. I've never done that. And being pregnant is probably not the best time to start learning how to do it. But Artur was trying it out for the first time. And a happy mum as I was (and feeling much better than during the previous days) I was taking pictures of the three guys - the two adults trying to teach the child how to ski. Anyhow, we all had a great time! And that was the point! Even though it was really freezing!

Oh, and one new thing. I've decided to make this blog a bilingual space. But these are not gonna be direct translations. Although they're gonna state roughly the same. Grandma, I''m doing it for you :)

Mieliśmy zimę. Przez jakiś czas. A w poniedziałek wszystko zaczęło się topić, deszcz zaczął padać, a wiatr wiejący w nocy i dziś przez cały dzień przyprawia o zawrót głowy. Strach drzwi otwierać, bo nie wiadomo, czy po chwili nadal będziemy mieli czym dom zamknąć..

Ale nie o tym, nie o tym. 

W sobotę pojechaliśmy na narty. Oczywiście, ja nie zjeżdżałam. Nigdy nie miałam nart zjazdowych na nogach, a okres ciąży to chyba nie jest najlepszy czas na naukę jazdy na nartach. Za to Artur pierwszy raz próbował swoich sił na nartach. A ja, jako szczęśliwa (i lepiej się czująca niż przez poprzednie dni) mama, z radością robiłam mu zdjęcia. Jemu i dwóm pozostałym - dorosłym próbującym nauczyć dziecko jeżdżenia na nartach ;) W każdym razie wszyscy świetnie się bawiliśmy. I o to przecież chodziło! Nawet mimo paskudnego mrozu ;)

I jedna nowość. Od dzisiaj postaram się pisać posty w dwóch językach. Nie będą to dokładne tłumaczenia, często pewnie raczej wariacje na temat. Ale na pewno o tym samym. Babciu, chciałam, żebyś mogła nie tylko oglądać, ale także czytać :)

2 comments:

  1. :) zimowe szaleństwa dają dużo radości jak się z nich korzysta - dla mnie, pozostającej na razie na etapie spacerów z wózkiem śnieg jest uciążliwy. Czekam do czasu, kiedy na nowo będę wyczekiwała mrozu, by śnieg nie topniał, by można było jeździć na sankach, nartach i innych jabłuszkach ;D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Monika, ani się obejrzysz, a będziesz śmigać z Hanią po śniegu. Tuśko zaliczył pierwszy długi spacer "sankowy" mając jakoś 9 miesięcy, ale większość przespał. Potem wolał sam sanki prowadzić zamiast na nich jeździć. A od zeszłego roku tylko by śmigał na sankach - z górki, pod górkę, po płaskim. Lepił bałwana, tarzał się w śniegu. No i w tym roku doszły jeszcze narty do kompletu ;) I już mówi, że z dzidzią razem będzie jeździł ;) Także wszystko jak najbardziej przed Tobą :)

      Delete