Thursday 26 September 2013

Happily back home

We're back from our long awaited and awesome holidays. We're not happy about the weather, though. Although we did bring ome sun to Tricity.
We got back yesterday and still can't believe that it's sooo cold! Almost feels like winter ;)
Anyway, I'm gonna write something more about our holidays soon enough, while now you can enjoy this little picture and simply wait for more ;)

I jesteśmy z powrotem z naszych długo wyczekiwanych i wspaniałych wakacji. Nie cieszy nas jednak pogoda, którą zastaliśmy po powrocie. Ale przywieźliśmy trochę słońca do Trójmiasta.
Wróciliśmy wczoraj i nadal nie możemy uwierzyć, że jest tak strasznie zimno! Prawie jak zima ;)
W każdym razie, już niedługo napiszę coś więcej o naszym wyjeździe. A tymczasem dzielę się tym jednym zdjęciem ku Waszej uciesze ;)


Thursday 12 September 2013

Baby update - three months old!

Our little baby girl is three months old! I know, time flies so fast! Can't believe it either.

She is already laughing so loud.
She's definitely interested in toys. Looks at them, makes sounds at them, tries to catch them. She's so lovely to look at when she's doing it.
She laughs at the lamps. Mainly one. My parent's ceiling lamp in their living room.
She loves cupboard door handles. Again - laughs at them.
She's interested in everything around her.
When Artur comes into the room, especially in the morning, she notices nobody else. And she needs nobody else.
She still doesn't want to drink from her bottle.
She's already managed to sleep 9 hours at night! Then 10 minutes for a feeding break and another two hours of sleep.
She's become an official member of the Roman Catholic Church.
On Sep. 6th, she was weighing 5,950 g and measuring 58 cm.
Our little baby girl :)

And when you're reading it, we're sunbathing in the hot Turkish sun, so she's already travelled by a plane and a coach (most likely, as I'm writing it three days in advance, sorry ;)).

Nasza mała dziewczynka ma już trzy miesiące! Tak, wiem, czas szybko leci! Też nie mogę w to uwierzyć.

Umie się już głośno śmiać.
Zdecydowanie interesuje się zabawkami. Patrzy na nie, wydaje do nich różne dźwięki, próbuje je złapać. Jest taka słodziutka, kiedy się tak bawi.
Śmieje się do lamp. Głównie do jednej. Sufitowej, w salonie moich rodziców.
Uwielbia gałki w szafkach. Do nich też się śmieje.
Interesuje się wszystkim, co ją otacza.
Kiedy Artur wchodzi do pokoju, szczególnie rano, Paulinka już nikogo więcej nie zauważa. I nikogo więcej nie potrzebuje.
Nadal nie chce pić z butelki.
Udało jej się już przespać 9 godzin w nocy. Po czym przerwa 10 minutowa na karmienie i kolejne dwie godziny snu.
Stała się oficjalnym członkiem Kościoła Rzymskokatolickiego.
6 września ważyła 5.950 gramów i mierzyła 58 cm.
Nasza mała dziewczynka :)

A kiedy to czytacie, my opalamy się na gorącym tureckim słońcu, więc maleńka leciała już samolotem i jechała autokarem (najprawdopodobniej, bo piszę to z trzydniowym wyprzedzeniem, przepraszam ;)).

Wednesday 4 September 2013

In search for dunes...not!

A week! Just one week left and we're starting our long awaited holidays. I love flying and can't wait to experience it again. Two flights this year - one to our holiday destination and one back. Next year we're planning at least four flights, but we'll see if we manage to do that. I know it's not a lot for frequent travellers, but I'm not one of those. Aspiring, wanting to be one, maybe one day, but not yet.

Last year I won a weekend in Łeba in a radio contest. Unfortunately, the weather wasn't too good then (to call it in a delicate way), even though it was the first weekend of June, so we couldn't see all that we wanted to. And Łeba is not famous for its DinoPark, believe it or not, that we did manage to see. No. That's a relatively new thing there. Łeba is first and foremost famous for its dunes. Huge ones. But as it was really windy last year, we decided not to risk having way too much sand in our eyes and postponed seeing those dunes till... Yeah, till later.

On Saturday, over a week ago, we decided to make use of the nice and sunny weather and visited Łeba again. It was so pleasant yet so different from our first visit there. After all, last year we went there still before the summer season and many places where closed, while the whole town seemed a bit deserted. This year, though, it was full of life, even though already in low season. It reminded me a bit of Hel  back when we were still living there. Only a bit, as Hel is much smaller, so after the summer season it's even more deserted. Although I loved living there. But I was a kid then...

Anyway...

We went for a walk on the beach, then in the harbour, ate delicious fresh fish (I did) and Artur enjoyed himself on the playground while we sat on a bench for a bit of a rest. And then...

We headed back home. We didn't feel like going to the dunes and thought that it's going to be a good excuse to get back to Łeba next year. Third time's a charm, right? ;)

Tydzień! Został już tylko tydzień do naszych długo wyczekiwanych wakacji. Uwielbiam latać i już się nie mogę doczekać kolejnego lotu. Dwa loty w tym roku - jeden na wakacje i jeden z powrotem. Na przyszły rok planujemy przynajmniej cztery loty, ale zobaczymy czy nam się to uda. Wiem, że to niedużo dla częstych podróżników, ale ja takowym nie jestem. Chciałabym, może pewnego dnia, ale jeszcze nie teraz.

W zeszłym roku wygrałam w radiowym konkursie weekend w Łebie. Niestety, pogoda nie była najlepsza (delikatnie rzecz ujmując), mimo że był to pierwszy weekend czerwca, więc nie mogliśmy zobaczyć wszystkiego, co chcieliśmy. A Łeba nie słynie z DinoParku, wierzcie lub nie, który akurat udało nam się zobaczyć. Nie. To względnie nowy nabytek tego miejsca. Łeba jest przede wszystkim znana z wydm Wielkich wydm. Ale jako że w zeszłym roku bardzo mocno wiało, zdecydowaliśmy się nie ryzykować dostania się zbyt dużej ilości piachu do naszych oczu i przełożyliśmy oglądanie wydm... no tak, na później.

W sobotę, ponad tydzień temu, postanowiliśmy wykorzystać ładną pogodę i udaliśmy się znów do Łeby. Było miło, choć zupełnie inaczej niż za pierwszym razem. W końcu w zeszłym roku pojechaliśmy do Łeby jeszcze przed początkiem sezonu letniego, więc sporo miejsc było pozamykanych, a całe miasto sprawiało wrażenie wymarłego. W tym roku, dla odmiany, było pełne życia, mimo tego, że byliśmy tam już w niskim sezonie. Nieco przypominało mi Hel z czasów, gdy jeszcze tam mieszkaliśmy. Nieco, gdyż Hel jest mniejszy i poza sezonem sprawia wrażenie jeszcze bardziej wyludniałego. Chociaż uwielbiałam tam mieszkać. Ale wtedy byłam dzieckiem...

W każdym razie...

Poszliśmy na spacer po plaży, potem po porcie, zjedliśmy pyszną świeżą rybkę (ja zjadłam), a Artur wybawił się na placu zabaw podczas gdy my odpoczywaliśmy na pobliskiej ławeczce. A potem...

Wróciliśmy do domu. Nie chciało nam się iść na wydmy i stwierdziliśmy, że będzie to dobrą wymówką, żeby wrócić do Łeby w przyszłym roku. Do trzech razy sztuka, prawda? ;)