Tuesday 25 November 2014

One day in Florence - Piazza del Duomo

I'm sitting at home, all warm and cosy. And I can hear the cold wind blowing right outside my window so hard, that it even makes me feel cold. And it remains in such a big contrast with what is on my mind (be it either Italy or Norway). The memories are so warm, but also both those places were warm and quiet (seriosuly. We were so spoiled by these two this Autumn. Mostly).

There's so much going on on everyday basis. And, personally, I hate the long November evenings. For me, the best option is to get under the blankets and get drifted away. So that November passes so fast that I can't even notice that. And then comes December. With even longer dark evenings, but it's a magical season, full of joy and laughter. Feels so much different, so much better. Just one week left... And that's why I have not been writing much recently. I'm trying real hard to get back on the right track, but it's not always all that great. I don't give up, though. And here I am, trying to write something (more or less) sensible again.

Let's stop with all the explanations and complaints, though. And let's get back to where we left off.

Florence was another place that I've been waiting to see. When I found out that a day in Pisa would be enough so see most of the things, I decided that we should spend the other day in a different place, but close enough, that we could get back there for the night. And that's how I came up with Florence.

For many, Florence is the goal and Pisa is the spin off. In our case, it was the other way round. But that was only cause the airport that we flew to was in Pisa. Btw. I don't regret doing things the other way round than others. I actually thinks, that's cool ;)

In order to get to Florence, we took a train. Train connections between Pisa and Florence are frequent and easy to catch. You can buy the train tickets either online or in the ticket machines (which we did). Don't wait in line to the ticket office, as the lines are long (that's what we've seen every time we were at the railway station) and proceed quite slowly. Waste of time. Not to mention the language barrier that you might encounter there (as in the information centre), though we haven't checked that (we have checked the information centre, though).

The train ride to Florence took us about an hour. 50 minutes, to be precise, if I remember correctly. When we got off the train, at first, we had no idea in which direction to go. 'Follow the crowds' is quite often the best option in such places. That's how we got (more or less, cause there were no crowds and we had a map ;)) to the Cathedral. We paid 10 euros each for tickets (Arturek got in for free) and we were ready to explore the surroundings.

The ticket entitled us to enter the bell tower, the baptistery, the dome and the crypt. We wanted to visit all those places plus the Cathedral, of course, but we knew that there are long lines to the dome, so we were ready to resign from that, just in case. But, in case we could climb to the dome, we decided to start with the bell tower (so that we didn't have to go all the way up just to go down and climb up again in just a little while).

Giotto's Campanile (bell tower) is a bit lower than the dome. It gives you a great perspective of the dome itself and a bird-eye view of Florence. There are a few places on the way, where you can stop, have a rest, enjoy the view on the way. The stairs are rather easy to climb, though there are many of them.

The Baptistery is amazing. But it was being renovated (of course, again this year) when we were there. So we couldn't enjoy it from the outside (have I lost something?). The insides, though, are amazing! And so worth a visit! Contrary to the Pisan baptistery, this one is ornamental and all covered in gold (or, at least, that's the image that stuck in my head). Plus, seeing the bronze doors and the golden doors is a must!

The Cathedral, for me, is less impressive than the one in Pisa. But it has some amazing and well-known fresques. I know there are people who like it a lot. I'm just not one of them.

The crypt is a place worth a visit. At least a short one. It lets you see remnants of the church that used to be in the place where the Cathedral is presently situated. A well presented history lesson. First crypt visited by Artur (that I know of).

The dome. Yes, we made it to the dome as well. The line wasn't long and we didn't have to wait as long as we feared. We got in "in the second batch" of people who were let in. The climb up is challenging, as the steps are irregular, some really steep, quite narrow. Sometimes you have to stop and let people from "the other direction" go first. And on the narrow and steep stairs, that is challenging at times. There's not much place to wait even on flat ground either. But there are also good sides, obviously. The bird-eye view of Florence, which is on one hand similar to the one you get from the bell tower, yet, at the same time, it's different. And you get so close to the fresques in the dome as you can be. And that's pretty cool. And you can even look down onto the interiors of the Cathedral.

The one ticket to all those places gives you an opportunity to visit places, that otherwise you might not have even thought of visiting. Like the crypt in our case. And lets you see everything in and around the Cathedral.

But Florence is not just about Piazza del Duomo. What else can you see and enjoy in Florence? You'll find out soon enough! ;)



Siedzę w domu, jest cieplutko i milutko. I słyszę paskudnie zimny wiatr wiejący tuż za moim oknem. Wiejący tak mocno, że aż robi mi się zimno. I ten kontrast. Pomiędzy tym, co słyszę i czuję, a tym, co siedzi w mojej głowie (czy to Włochy czy Norwegia). Wspomnienia są tak ciepłe, ale także i miejsca same w sobie ugościły nas ciepłem i spokojem (serio. Pogoda w tych miejscach nas rozpieszczała tej jesieni. W większości).

Tyle się ostatnio dzieje każdego dnia. I, osobiście, nie lubię długich listopadowych wieczorów. Jak dla mnie, najlepszą opcją byłoby zawinięcie się w koc i przeczekanie. Tak, aby listopad minął w mgnieniu oka, abym go nawet nie zauważyła. A potem nadejdzie grudzień. Z jeszcze dłuższymi ciemnymi wieczorami, ale to okres magiczny, pełen radości i śmiechu. Zupełnie inny, zdecydowanie lepszy. Jeszcze tylko tydzień... I właśnie dlatego ostatnio za wiele nie pisałam. Staram się bardzo mocno wrócić na właściwe tory, ale nie zawsze wychodzi. Nie poddaję się jednak. I oto jestem, próbując napisać coś (mniej lub bardziej) sensownego. 

Ale już dość tych wyjaśnień i narzekań. Czas wrócić tam, gdzie skończyliśmy.

Florencja była kolejnym z miejsc, których zobaczenia nie mogłam się doczekać. Kiedy zrozumiałam, że jeden dzień w Pizie będzie wystarczający, aby zobaczyć większość tego, co tam zobaczyć warto, stwierdziłam, że przydałoby się spędzić drugi dzień w innym miejscu, ale na tyle bliskim, abyśmy na noc mogli wrócić. I tak oto pojawiła się w mojej głowie Florencja.

Dla wielu to właśnie Florencja jest głównym celem podróży, a Piza wychodzi "przy okazji". Dla nas było dokładnie odwrotnie. Ale tylko dlatego, że lotnisko, na którym lądowaliśmy, znajdowało się właśnie w Pizie. Ale, ale, wcale nie żałuję, że zrobiliśmy dokładnie odwrotnie niż większość. Tak mi się nawet bardziej podoba ;)

Do Florencji dostaliśmy się pociągiem. Między Pizą i Florencją jeździ sporo pociągów i łatwo je namierzyć. Bilety można kupić albo online albo w automatach biletowych (my tak robiliśmy). Nie czekajcie w kolejkach do kas biletowych, bo są one długie (z tego co udało nam się zaobserwować za każdym razem, gdy byliśmy na dworcu) i posuwają się dość wolno. Strata czasu. Już nie wspominając o barierze językowej, na którą można się tam nadziać (jak np. w informacji), chociaż tam akurat tego nie sprawdzaliśmy (w przeciwieństwie do informacji, którą na nieszczęście przetestowaliśmy).

Przejazd pociągiem zająć coś koło godziny. Bodajże 50 minut, o ile dobrze pamiętam. Kiedy wysiedliśmy z pociągu, w pierwszej chwili nie wiedzieliśmy, w którą stronę się udać. "Idź za tłumem" zwykle najlepiej się sprawdza w tego typu miejscach. I tak właśnie (mniej więcej, bo nie było tłumów i mieliśmy plan miasta ;)) dotarliśmy do katedry. Zapłaciliśmy każde 10 euro za bilet (Arturek, jak to zwykle bywa, wchodził za darmo) i byliśmy gotowi na odkrywanie uroków okolicy.

Bilety upoważniały nas do wejścia na dzwonnicę, do baptysterium, na kopułę i do krypty. Chcieliśmy odwiedzić wszystkie te miejsca, plus katedrę, oczywiście, ale wiedzieliśmy, że kolejki na kopułę są długie, więc byliśmy jednocześnie gotowi z tego zrezygnować, tak na wszelki wypadek. Ale, gdyby jednak jakimś cudem udało nam się dostać również na kopułę, zwiedzanie zaczęliśmy od dzwonnicy (abyśmy nie musieli iść na górę, po to tylko, aby zejść na dół i znów się za chwilę wspinać znów na górę).

Campanile (dzwonnica) Giotta jest trochę niższa od kopuły. Pozwala ona spojrzeć z fajnej perspektywy na kopułę i z lotu ptaka na Florencję. Po drodze można w kilku miejscach przystanąć, odpocząć i podziwiać widoki. Schody raczej nie sprawiają większych problemów, choć jest ich trochę do pokonania.

Baptysterium mnie urzekło. Ale było odnawiane (oczywiście, kolejna rzecz w tym roku) akurat wtedy, gdy tam byliśmy. Więc nie mogliśmy obejrzeć go z zewnątrz (coś przegapiłam?). Wnętrza natomiast są cudowne! I warte zobaczenia! W przeciwieństwie do baptysterium w Pizie, to jest bogato zdobione i całe pokryte złotem (a przynajmniej taki obraz utkwił mi w głowie). Obowiązkowym punktem programu jest obejrzenie drzwi, zarówno złotych, jak i tych z brązu!

Katedra, jak dla mnie, jest mniej oszałamiająca niż ta w Pizie. Ale można w niej obejrzeć kilka dobrze znanych fresków. Wiem, że są osoby, które są nią zachwycone. Ja do nich po prostu nie należę.

Do krypty warto zajrzeć. Choćby na chwilkę. Pozwala ona obejrzeć pozostałości kościoła, który stał kiedyś w miejscu katedry. Dobrze podana lekcja historii. Pierwsza krypta odwiedzona przez Arturka (o której wiem).

Kopuła. Tak, na kopułę też udało nam się wejść. Kolejka nie była długa, więc nie musieliśmy czekać ta długo, jak się tego obawialiśmy. Dostaliśmy się do środka w drugiej grupie wpuszczanej. Wspinaczka jest trudna, stopnie są nieregularne, niektóre dość strome, dość wąskie. Od czasu do czasu trzeba się zatrzymać i przepuścić tych idących w przeciwnym kierunku. A na wąskich i stromych schodach stanowi to nie lada wyzwanie. Nawet na płaskich powierzchniach nie bardzo jest gdzie przeczekać. Ale są i pozytywne strony. Widok Florencji z lotu ptaka, który niby jest podobny do tego z dzwonnicy, a jednak inny. I podchodzi się tak blisko fresków znajdujących się w kopule, jak to tylko możliwe. I to jest akurat fajne. Warto również spojrzeć w dół, na wnętrza katedry.

Jeden bilet uprawniający do wejścia do wszystkich tych miejsc daje szansę obejrzenia również tych zakamarków, do których pierwotnie nie planowało się wchodzić. Jak np. do krypty w naszym przypadku. I pozwala na obejrzenie wszystkiego  i wokół katedry.

Ale Florencja to nie tylko Piazza del Duomo. Co jeszcze można robić we Florencji? Już wkrótce się dowiecie! ;)

 Giotto's bell tower / Dzwonnica Giotto
 The Baptystery / Baptysterium
 Santa Reparata - the crypt / Santa Reparata - krypta
 The queue to the dome / Kolejka na kopułę
 The interiors of the Cathedral as seen from the dome / Wnętrza katedry widziane z kopuły
 The steep and irregular steps / Strome i nierówne stopnie

Tuesday 18 November 2014

Last trip of 2014?

We're back from our weekend getaway to Norway. That was our last longer-distance trip this year. Now it's time to rest and prepare for the holiday season. It's time to enjoy the real winter when it hits us. It's time to stay warm.

Norway was amazing! And soon, once I'm done with my Italian story (yes, a lot more to come on that topic), I'll write a thing or two about our Norwegian experience as well.

These were lovely, sunny (mostly), warm days that we spent there. And it's cold and rainy here, back at home. Weird. I kinda expected it was gonna be the other way round ;) But, as we heard, weather in Norway has been strangely warm this November. Lucky us, I guess.

Ok, so get ready for new posts to come soon!

Wróciliśmy z naszego weekendowego wypadu do Norwegii. To był ostatni z dalszych wyjazdów w tym roku. Teraz czas na przygotowanie się do okresu świątecznego. Czas na czerpanie przyjemności z zimy, kiedy już do nas zawita. Czas na "trzymanie się ciepło".

Norwegia była cudowna! I już wkrótce, gdy tylko skończę włoską opowieść (a trochę jej jeszcze zostało), napiszę to i owo o naszych norweskich doświadczeniach.

To były cudne, słoneczne (w większości), ciepłe dni. A tu, w domu, jest zimno i deszczowo. Wydawało mi się, że powinno być odwrotnie ;) Ale, jak udało nam się dowiedzieć, pogoda w Norwegii jest w tym roku wyjątkowo ciepła jak na listopad. Mieliśmy szczęście, najwidoczniej.

No dobra, to przygotujcie się, że już niedługo pojawią się nowe wpisy!

Thursday 13 November 2014

Piazza dei Miracoli

Piazza dei Miracoli. The ultimate destination for most tourists visiting Pisa. A green and white-ish square on which most tourist attractions are placed.

The first thing that we saw when approaching Square of Miracles was the Leaning Tower.Ok, so that's what it looks like. Hey, but it's not leaning! From our perspective, it wasn't leaning at all. We had to move towards the Cathedral to see that it is, in fact, a leaning tower. The Leaning Tower. So different from the one in Torun ;) Yeah, I know. And so many people were kind enough to help it not fall down! Can you find another place on Earth where so many people are so helpful? We weren't. Shame on us, I know ;)

Having taken a picture or two with the tower, we decided that it was high time to see the interiors. We knew in advance we would not be able to get to the top of the tower. They do not allow children under 8 years in. I don't know why, but so it is. And we decided that either all of us are going or neither of us. Neither it was.

Krzysiek went to buy the tickets, while Artur and I were admiring the square. Or, rather, taking picture of the tower from a little bit more of a distance. We paid 7 euro each for the tickets (Artur got in for free). We decided to visit the Baptistery and Camposanto Monumentale (Camposanto means holy land. Rumour has it that during crusades shiploads of earth were brought here from Golgotha to enable people to be buried in holy land). And the Cathedral as well, obviously. The entrance to the Cathedral is free of charge, but you have to have a ticket.

Baptistery was our first goal. It's less spectacular than the one in Florence (to be described soon), but also great. If you wait a little while, you might have a chance to listen to the acoustics demonstration (very short and less spectacular than the ones we've heard before, but the place is also different). Do climb the stairs to the first floor. It gives you a whole new perspective of the interiors, but also gives you a chance to look at the Cathedral from the window (there are even special holes for cameras to let you get undistorted pictures).

Then we went to the Cathedral. I liked it so much more than the one in Florence, but they are also completely different. The wooden benches along the side walls were stunning! And the painting above the main altar is so well known. Oh, and the ceiling. It was marvellous! Golden/navy blue squares. Loved it!

Last, but not least, we went to see the Camposanto. We didn't really know what it was or what to expect. There weren't that many people going in there. That's why we were even more intrigued. And I'm so glad we went there. The place itself was beautiful, if you can say so about a cemetery. Peaceful and quiet. Almost deserted. With arcades surrounding a central courtyard. With a lot of frescoes. And with a frescoes room. It seemed like a placed omitted by many. And I want to say that if you're in Pisa, in Piazza dei Miracoli, do get in there as well. It won't take you much time. For me, it was worth it.

Seeing Pisa in October has a huge advantage over summer months. See the crowds in the pictures? Exactly, there were hardly any crowds there! It's true that the weather conditions are harder to predict (it was all wet in the morning when we left the hotel, and hot and sunny when we got to Piazza dei Miracoli), but it's not that unbearably hot either. Nevertheless, I guess the place is worth visiting any time of year. I was shocked to read some time ago that Pisa is a place for an hour. That there is nothing interesting there. That it's just a place to take that stupid picture when you're protecting the tower from falling. I so don't agree with that. It's a charming town. It's true it doesn't have as much to offer as Florence, for example, but the character of the town is also totally different and the two shouldn't be compared. If you're in Pisa, try to see it, to experience it and not just take that run of the mill picture. You might be surprised...


Piazza dei Miracoli. Miejsce docelowe dla wielu turystów odwiedzających Pizę. Zielono-białawy placyk, na którym usytuowane są praktycznie wszystkie atrakcje turystyczne Pizy. 

Pierwszą rzeczą jaką zobaczyliśmy zbliżając się do Placu Cudów była Krzywa Wieża. No dobra, to tak ona wygląda. Ej, ale ona wcale nie jest krzywa! Z naszej perspektywy, nie było widać, żeby była krzywa. Musieliśmy się przesunąć w stronę katedry, żeby odchylenie zobaczyć. Żeby się przekonać, że to jest krzywa wieża. Ta Krzywa Wieża. Tak inna od tej w Toruniu ;) Tak, wiem. A ilu tam jest uprzejmych ludzi, którzy w dobroci swego serca pomagają wieży nie upaść! Jesteście w stanie wskazać drugie miejsce na ziemi, w którym byłoby tylu uprzejmych ludzi? My nie byliśmy uprzejmi. Hańba, wiem ;)

Zrobiwszy jedno czy dwa zdjęcia z wieżą w tle, stwierdziliśmy, że czas zobaczyć wnętrza budowli. Z góry wiedzieliśmy, że na wieżę wchodzić nie będziemy. Nie wpuszczają dzieci poniżej 8 roku życia. Nie wiem, czemu, ale tak jest. A my stwierdziliśmy, że albo idziemy wszyscy, albo nikt. Więc nikt nie poszedł.

Krzysiek poszedł kupić bilety, a my z Arturkiem, w tak zwanym międzyczasie, podziwialiśmy plac. Albo, pozostając w zgodzie z prawdą, robiliśmy zdjęcia wieży z trochę większej odległości. Za bilety zapłaciliśmy po 7 euro od osoby (Arturek wchodził bezpłatnie). Zdecydowaliśmy się na zwiedzanie Baptysterium i Camposanto, czyli nekropolii (Camposanto znaczy święta ziemia. Legenda głosi, że podczas wypraw krzyżowych przywieziono tu całe statki ziemi z Golgoty, aby umożliwić ludziom pochówek w świętej ziemi). I katedrę, oczywiście. Wstęp do katedry jest bezpłatny, ale trzeba mieć bilet.

Baptysterium poszło na pierwszy ogień. Jest mniej oszałamiające niż to we Florencji (szczegóły wkrótce), ale również imponujące. Jeśli się chwilę poczeka, można się załapać na pokaz jego właściwości akustycznych (bardzo krótki i nie tak fajny jak te, których mieliśmy okazję doświadczyć w przeszłości, ale i miejsce jest zupełnie inne). W miarę możliwości, zachęcam do wejścia na piętro. Można wtedy spojrzeć na samo baptysterium z zupełnie innej perspektywy, a także wyjrzeć przez okno wprost na katedrę (są nawet specjalne dziury w siatce na aparaty, aby można było zrobić zdjęcie bez zakłóceń).

Później poszliśmy do katedry. Podobała mi się dużo bardziej niż katedra we Florencji, ale są one od siebie kompletnie różne. Drewniane ławki ustawione wzdłuż bocznych ścian są przepiękne! A malowidło nad głównym ołtarzem bardzo dobrze znane. Aha, i sufit. Niesamowity! Złotawo/granatowe kwadraty. Bardzo mi się podobał.

I w końcu Camposanto. Nie wiedzieliśmy ani co to jest ani czego się spodziewać. Niewielu ludzi szło w tamtym kierunku. Dlatego tym bardziej byliśmy tym miejscem zaintrygowani. I bardzo się cieszę, że poszliśmy. Miejsce samo w sobie było bardzo ładne. Jeśli można tak powiedzieć o cmentarzu. Spokojne i ciche. Prawie opuszczone. Z arkadami okalającymi centralny dziedziniec. Z dużą ilością fresków. I z pokojem fresków. Zdawało się, że jest to miejsce przez wielu pomijane. Jeśli chcecie mojej opinii, to jeśli będziecie w Pizie, w okolicach Piazza dei Miracoli, wejdźcie i do Camposanto. Nie zajmie Wam to wiele czasu. A moim zdaniem warto.

Zwiedzanie Pizy w październiku miało swoje dobre strony. Widzicie tłumy na zdjęciach? Właśnie, prawie nie było tłumów! To prawda, że jeśli chodzi o warunki pogodowe, można różnie trafić i ciężko je jednoznacznie przewidzieć (gdy wychodziliśmy z hotelu, było mokro, a gdy dotarliśmy na Piazza dei Miracoli - słonecznie i gorąco), ale nie jest również nieznośnie gorąco. Mimo wszystko, miejsce jest chyba warte odwiedzenia o każdej porze roku. Byłam w szoku, gdy jakiś czas temu czytałam, że Piza to miejsce na godzinę. Że nie ma tam nic ciekawego. Że to tylko miejsce, gdzie trzeba sobie zrobić tę głupią fotkę, na której podtrzymuje się wieżę i tyle. Nie zgadzam się z tą opinią. To urocze miasteczko. To prawda, że nie ma do zaoferowania aż tyle, co na przykład Florencja, ale to miasta o dwóch zupełnie różnych charakterach, nie powinno się ich porównywać. Jeśli traficie do Pizy, spróbujcie ją zobaczyć, doświadczyć jej, a nie tylko zrobić sobie to jedno oklepane zdjęcie. Możecie być mile zaskoczeni...


The Cathedral / Katedra
I just loved the wooden benches / Drewniane ławki były przepiękne
Camposanto Monumentale or Monumental Cemetery / Camposanto Monumentale albo Nekropolia