Saturday 28 February 2015

Hike no. 3 - from Vernazza to Corniglia

We thought that after the hike from Monterosso to Vernazza, we'd board the train and head back to Corniglia. But then we sat in the little harbour with our lunch, Artur started playing and we were just sitting and chilling. And suddenly, a crazy idea started making its way into my brain. Maybe we could try and get to Corniglia on foot? Who knows when (if ever) we're gonna have another chance to do that. And since we already paid the entrance fee... Plus we wouldn't have to climb up all the stairs (over 360). Various thoughts were rushing through my head. Pro/con list in the making. I had to convince myself first before I could even think of passing the idea on. I wasn't certain. I was tired, but then the stairs. We were to leave the next day, yet I still wanted to see more. Before I knew it, the words simply slipped out of my mouth 'how about a hike to Corniglia?' Much to my surprise, the guys were ready to do it! Lovely guys, right? Well, a small incentive (or bribe, whatever you want to call it) in the form of delicious icecream aka gelato in Corniglia did help in making that decision, but that was going to be a treat to all of us.

Having that in mind, we stood up, collected our things and in no time, we were on the trail again. Yet again, it started with a pretty steep way up. Before we knew it, it was more or less flat, with ups and downs every now and then. Just like on the trail from Monterosso to Vernazza. This trail was more shadowed than the previous one. And didn't end with a way down, of course, since Corniglia is situated up on a hill. Another long and pleasant walk.

When we finally got to Corniglia, we treated ourselves with the promised icecreams. And you know what? It tasted even better, more delicious, after all the effort. Such a reward!


Wydawało nam się, że po przejściu z Monterosso do Vernazzy, wsiądziemy do pociągu i pojedziemy do Corniglii. Ale potem usiedliśmy sobie w tym malutkim porcie, Arturek zaczął się bawić, a my odpoczywaliśmy. I nagle, szalony pomysł zaczął się wdzierać w przestrzenie mojego umysłu. Może moglibyśmy wybrać się do Corniglii spacerem? Kto wie kiedy (czy kiedykolwiek) będziemy mieć kolejną okazję. No i już zapłaciliśmy za wstęp... Nie musielibyśmy się wspinać po schodach (ponad 360). Różne myśli przelatywały mi po głowie. Lista za/przeciw się tworzyła. Musiałam najpierw przekonać siebie zanim puściłabym pomysł w obieg. Nie byłam pewna. Byłam zmęczona, a z drugiej strony czekały na mnie schody. Mieliśmy następnego dnia wyjeżdżać, a ja wciąż chciałam jeszcze coś zobaczyć. Zanim się zorientowałam, słowa same opuściły moje usta 'a może jednak przeszlibyśmy to Corniglii?' Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, chłopacy byli gotowi to zrobić. Kochane chłopaki, prawda? Cóż, mała zachęta (lub przekupstwo, jak kto woli) w postaci lodów w Corniglii pomogła w podjęciu tej decyzji, ale miała to być przyjemność dla nas wszystkich.

Mając to w pamięci, wstaliśmy, pozbieraliśmy swoje rzeczy i nim się spostrzegliśmy, znów byliśmy na szlaku. Po raz kolejny, szlak zaczynał się stromo w górę. Po chwili się wypoziomował i taki mniej więcej pozostał, z pojawiającymi się co jakiś czas zejściami i podejściami. Czyli podobnie jak na trasie z Monterosso do Vernazzy. Ten szlak był bardziej zacieniony od poprzedniego. I nie kończył się ostrym zejściem w dół, oczywiście, bo Corniglia położona jest na wzgórzu. Kolejny długi i przyjemny spacer.

Kiedy już w końcu dotarliśmy do Corniglii, udaliśmy się wprost po lody. I wiecie co? Były jeszcze lepsze, jeszcze pyszniejsze po tym całym wysiłku. Taka nagroda!


 Vernazza and Monterosso (in the distance) / Vernazza i Monterosso (w oddali)
 First glimpse of Corniglia / Pierwszy rzut oka na Corniglię

Friday 27 February 2015

Hike no. 2 - from Monterosso to Vernazza

Our fourth day in Cinque Terre was sunny and lovely from the early morning hours. Such a change, we were thrilled to see that. We treated that as a lovely reward for our hike in the rain the previous day, and had we known we were up for such a reward, we would have done the hike the first day. Though, on the other hand, I'm glad we could see the villages in such different weather conditions.

Anyway, we started the day by spending a few lazy hours in Monterosso, mainly on the beach. We were also happy to find out that the seaside trails (previously closed due to bad weather conditions) were open for the day. Since that was our last full day in Cinque Terre (we were leaving for Pisa and then for Poland the next day around 10 or 11 am), we couldn't miss such an opportunity.

We bought ourselves a daily ticket for the Cinque Terre National Park trails (aka the seaside trails, the only ones you have to pay for) and were ready and eager to get to Vernazza on foot.

The beginning of the trail is steep. Very steep. But, at the same time, easier to climb than the one from Manarola to Riomaggiore. We were going up, and up, and then a little bit more up. But once we got to the more or less flat area, it was more or less flat for a longer time. There were a few ups and downs on the way, too, but not that long and steep.

And the views were stunning! It was sunny, with hardly any clouds on the sky. The colour of the water perfectly contrasted the few lazy sailboats. This hike was definitely longer than the one from Manarola to Riomaggiore, we could all feel that. The sunshine made us so much more thirsty and tired on the way. But we were all glad we made it to Vernazza. We got to see it all that colourful, in the beautiful, sunny weather. Just the way I wanted to see it in the first place. And I was not disappointed with that view.


Nasz czwarty dzień w Cinque Terre już od wczesnych godzin porannych był piękny i słoneczny. Taka zmiana! Byliśmy nią zachwyceni. Potraktowaliśmy to jako nagrodę za trud wspinaczki w deszczu poprzedniego dnia, i gdybyśmy wiedzieli, że czeka nas za to taka nagroda, poszlibyśmy na szlak już pierwszego dnia. Chociaż, z drugiej strony, cieszę się, że zobaczyliśmy Cinque Terre w tak różnych warunkach pogodowych.

W każdym razie, dzień zaczęliśmy powoli i leniwie, spędzając kilka godzin w Monterosso, głównie na plaży. Ku naszej wielkiej radości, dowiedzieliśmy się również, że szlaki biegnące wzdłuż brzegu morza (zamknięte poprzednio z powodu złej pogody) na ten dzień zostały otwarte. Jako że był to nasz ostatni dzień w pełni spędzony w Cinque Terre (następnego dnia koło 10-11 wyruszaliśmy do Pizy i dalej do Polski), więc nie mogliśmy przegapić takiej szansy.

Kupiliśmy sobie bilety na szlaki należące do Parku Narodowego Cinque Terre (zwane również szlakami nadmorskimi, jedynymi, które są płatne) i byliśmy zwarci i gotowi, by pieszo dostać się do Vernazzy.

Początek szlaku jest stromy. Bardzo stromy. Choć miałam wrażenie, że łatwiejszy do pokonania  niż szlak z Manaroli do Riomaggiore. Szliśmy w górę, w górę, a następnie jeszcze trochę w górę. Aż w końcu dotarliśmy do mniej lub bardziej płaskiej drogi, która taką pozostała na dłuższy czas. Kilka razy trzeba było jeszcze zejść trochę w dół, by znów wspiąć się w górę, ale ani nie były to odcinki długie, ani strome.

A widoki były oszałamiające! Było słonecznie, na niebie prawie żadnych chmurek. Kolor wody pięknie kontrastował z nielicznymi, leniwymi żaglówkami. Przejście tej trasy zajęło zdecydowanie więcej czasu niż przejście trasy z Manaroli do Riomaggiore, wszyscy to zdecydowanie czuliśmy. Ale byliśmy zadowoleni, że udało nam się przejść do Vernazzy. Udało nam się ją zobaczyć, tak pełną koloru, przy pięknej, słonecznej pogodzie. Czyli tak, jak od początku chciałam ją zobaczyć. I ten widok zdecydowanie mnie nie zawiódł.


Oh, to have such a pool with such a view / Chciało by się mieć taki basen z takim widokiem
 Monterosso as seen from the trail / Monterosso widziane ze szlaku
 The first glimpse of Vernazza / Pierwszy rzut oka na Vernazzę
 Ha, we made it! / Ha, udało się!