Tuesday 27 January 2015

The one with the fortress

I was thinking of the theme of today's link, since it is last Tuesday of January (what?? New Year's Eve seems like yesterday...). Travel misadventures. And I decided to skip it and write a plain, old, regular post. Why? Well, there are places, where we have been, that I liked. There are places that I didn't enjoy that much. There are places that we didn't get a chance to see for various reasons. There are things that we did approach in a wrong way. But I believe that all of them taught me something, showed me something new. That's what I try to do, learn something from every possible situation and not really regret that it happened. Difficult situations shape our characters even stronger. Yes, I try to take the best out of it. So I can't really say anything about misadventures. Or maybe I haven't really had one..? One way or another, I'm skipping the theme, sorry ;)

However, I am going to keep writing about our Italian adventures, though.

As I have already mentioned our first days in Cinque Terre were... wet. We decided to see Riomaggiore and Monterosso in the first round, trying to save Vernazza for a better weather day. However, since we could see no improvement in weather conditions, and frankly speaking, each morning looked worse than the previous one, we finally decided it was time to go and see the other "terre". What other thing could we really do? Sit in our apartment? Not an option. See the same places again while there were also others to see? Not really. Since plan A didn't want to work with us (where is all that Italian sun??), we decided to give plan B a go.

First stop on that yet another rainy and gloomy day - Vernazza. That was the one of the five for me. The one that I wanted to see the most. The one I couldn't wait to see. It was dark, it was wet, yet it was still beautiful. Colourful. The waves splashing on the rocks in the little harbour. The church that was dark inside (with the walls so dark that almost black), but had a breathtaking window view of the sea. And the fortress rising right above the coastline, right between the tiny, hidden beach and the little harbour. If you get a chance, do climb to the fortress (aka Doria Castle). You have to pay a little to get to the top (can't remember how much that was, a few euros per person), but the views are worth it. We didn't want to leave. It even stopped raining, though it was still dark.

The streets in Vernazza, as in most other of the five, are very narrow. And steep. Every now and then, you either going up or down. When it's raining, the stones you're walking on are very slippery, so watch out, cause it might be very painful to fall and slide down. But does that mean that you should stay put when it's raining? Definitely no! The town is beautiful anyway, just be cautious. The visit to the church right by the harbour is a must. It dates back to the fourteenth century (if I got it right). So, yes, go and see it for yourselves. And if you're up for the views, the tower is a place to go. Plus, the view of Vernazza is also great from the trail leading to Monterosso. I mean the beginning of the trail. It is a little bit of a hike, but worth it as well :)



Myślałam sobie nad tematem dzisiejszego linka, bo w końcu mamy już ostatni wtorek stycznia (że co??? Toż to jakby wczoraj był Sylwester...). Travel misadventures. I stwierdziłam, że go pominę i napiszę stary, dobry, zwyczajny wpis. Dlaczego? Cóż, są miejsca, w których byliśmy i nam się podobało. Są miejsca, które nie przypadły nam do gustu. Są miejsca, których z tych czy innych powodów nie udało nam się zobaczyć. Są miejsca i rzeczy, do których podeszliśmy w zły sposób. Ale wierzę, że wszystkie te doświadczenia czegoś nas nauczyły, pokazały mi coś nowego. To właśnie staram się robić, nauczyć się czegoś z każdej napotkanej sytuacji i żadnej nie żałować. Trudne sytuacje tym mocniej kształtują nasze charaktery. Tak, staram się z nich jak najwięcej wyciągać. Tak, więc niekoniecznie jestem w stanie mówić o jakiś nieudanych przygodach, czy jakkolwiek ich nie nazwać. A może po prostu takowej nie doświadczyłam...? Tak czy siak, pomijam temat, sorki ;) 

Jednakże, będę kontynuować opowieść o naszych włoskich przygodach. 

Jak już wspominałam, nasze pierwsze dni w Cinque Terre były... mokre. Na pierwszy ogień wybraliśmy sobie Riomaggiore i Monterosso, próbując przesunąć Vernazzę na dzień z lepszą pogodą. Jednakże, nie widząc żadnej poprawy pogody, a szczerze mówiąc, każdy kolejny poranek wyglądał gorzej niż poprzedni, postanowiliśmy w końcu, że nadszedł czas na wybranie się do pozostałych "terre". Co innego mogliśmy robić? Siedzieć w naszym mieszkanku? Niekoniecznie. Jeszcze raz oglądać te same miejsca, skoro nowe wciąż na nas czekały? Nie, nie i jeszcze raz nie. Plan A nie wypalił (gdzie to słynne włoskie słońce??), więc nadszedł czas, by wprowadzić w życie plan B.

Pierwszym przystankiem tamtego mokrego i przygnębiającego dnia była właśnie - Vernazza. Dla mnie była to właśnie ta z tych pięciu miejscowości. Ta, którą najbardziej chciałam zobaczyć. Ta, której nie mogłam się doczekać. Było ciemno, było mokro, ale wciąż było pięknie. Kolorowo. Fale rozpryskujące się o skały w małym porcie. Kościół, który był bardzo ciemny w środku (ze ścianami tak ciemnymi, że wydają się czarne), ale miał zapierający dech w piersi widok z okna na morze. I forteca wyrastająca nad linią brzegową, dokładnie pomiędzy małą, ukrytą plażą i małym portem. Jeśli będziecie mieli okazję, proponuję wspiąć się na fortecę (zwaną również Zamkiem Doria). Za wstęp na górę trzeba uiścić niewielką opłatę (nie pamiętam, ile dokładnie, ale nie była to duża suma), widoki są warte wysiłku. Nie chcieliśmy stamtąd wracać. Nawet przestało padać, choć wciąż było ciemno.

Uliczki w Vernazzy, jak w większości z piąteczki, są bardzo wąskie. I strome. Co chwilę trzeba się albo wdrapywać w górę, albo schodzić w dół. Kiedy pada, kamień pod stopami robi się śliski. Trzeba więc być ostrożnym, by się nie przewrócić i nie zjechać. Ale czy to oznacza, że nie powinno się wychodzić, gdy pada? Zdecydowanie nie! Miasteczko mimo wszystko jest śliczne, tylko trzeba uważać. Wizyta w kościele przy porcie jest obowiązkowym punktem programu. Kościół pochodzi z XIV wieku, jeśli dobrze zrozumiałam. Tak więc warto go obejrzeć. A jeśli macie ochotę na podziwianie pięknych widoków, to zdecydowanie polecam wieżę na szczycie fortecy. Fajny widok na Vernazzę "z góry" jest również ze szlaku wiodącego do Monterosso. To znaczy mam na myśli początek szlaku. Trochę się trzeba powspinać, ale zdecydowanie warto :)


The church in Vernazza / Kościół w Vernazzy
View from the church window / Widok z kościelnego okna
The crosses made of paddles (?) / Krzyże zrobione z wioseł (?)
Entrance to the church (left) and Arturek in one of the streets (right) / Wejście do kościoła (po lewej) i Arturek na jednej z uliczek (po prawej)
Corniglia as seen from Vernazza (you have to look pretty closely, but you can see that) / Corniglia widziana z Vernazzy (trzeba się dokładnie przyjrzeć, ale da się ją dojrzeć)
Vernazza as seen from that little fortress tower / Vernazza widziana z wieży fortu

***
 
image
Have you ever been to Vernazza? What did you like the most about this place?
A czy Wy byliście kiedyś w Vernazzy? Co Wam się tam najbardziej podobało?

Friday 23 January 2015

The westernmost of the five

From Riomaggiore we decided to head to the westernmost of the five villages, that is to Monterosso al Mare. The weather was horrible and we didn't know how much we could still see that day. Plus, we hoped for better weather the next day and we didn't want to spoil ourselves the experience of seeing Vernazza or Manarola in the lovely sunshine. We sat on a bench in Monterosso, right by the playground (but not the one described before. We came across a Polish family with a boy of Arturek's age, so boys played together and we talked about our experiences in Cinque Terre and Italy, I don't have this playground on any of my pictures) and we came up with alternative plans for the next day. Having figured that out, we decided it was time to see a bit more of Monterosso than just what is right outside the railway station.

Monterosso is the most touristy of the five. In the sense that it is the flattest of all and most of the hotels are located in Monterosso. Plus, it has the largest beaches. Ones that you can truly lie on and relax. And, I think, it is also the biggest of the five.

Once we went through the tunnel (Cinque Terre are full of tunnels ;) but there's no other option if you're surrounded by mountains, right?), another part was open for us. With yet another beach (more sandy than the one near the train station, but this one was stinky when we went there), yet another playground (the one that Arturek was playing on right before our beach break). That is also the part, where the trail to Vernazza begins. Since it was closed due to poor weather conditions, we only got to the beginning of the trail, as we were intrigued by the bridge that we could see from the distance. Plus, in case the weather didn't get any prettier, we wanted to get a more distant view of Monterosso as well. So we went all the way up to the bridge.

And it was worth all the effort. The views were wonderful. The sun started picking from behind the clouds creating colourful and bright spots on the water. And climbing up to a place that we can call a viewpoint in order to look down on a village, town or city - we're always in!



Z Riomaggiore postanowiliśmy udać się wprost do najbardziej na zachód wysuniętego miasteczka, czyli Monterosso al Mare. Pogoda była straszna i nie wiedzieliśmy, ile jeszcze uda nam się tego dnia zobaczyć. No a poza tym, wciąż liczyliśmy na poprawę pogody w następnych dniach, więc nie chcieliśmy psuć sobie przyjemności z oglądania Vernazzy czy Manaroli w pięknym słońcu. Usiedliśmy na ławeczce w Monterosso, tuż obok placu zabaw (ale nie tego, o którym wcześniej wspominałam. Spotkaliśmy tam polską rodzinę z chłopcem w wieku zbliżonym do Arturka, więc chłopcy się razem pobawili, a my wymieniliśmy się wrażeniami i doświadczeniami z Cinque Terre i Włoch. Nie wydaje mi się, abym miała jakiekolwiek zdjęcia z tego placu zabaw) i opracowaliśmy alternatywne plany na kolejny dzień. Wymyśliwszy to wszystko, stwierdziliśmy, że czas najwyższy zobaczyć trochę więcej Monterosso niż tylko to, co jest tuż obok stacji kolejowej. 

Monterosso jest najbardziej turystyczną z wszystkich miejscowości. W takim znaczeniu, że jest najbardziej płaska, i to właśnie w niej zlokalizowanych jest najwięcej hoteli. No i ma największe plaże. Takie, na których można się wygodnie położyć i odpocząć. I, tak mi się wydaje, jest również największe z całej piątki.   

Gdy przeszliśmy przez tunel (Cinque Terre pełne jest tuneli ;) Ale co począć, gdy otaczają Cię zewsząd skały, prawda?), inna część stanęła przed nami otworem. Z kolejną plażą (bardziej piaszczystą niż ta obok stacji, ale ta śmierdziała, gdy koło niej przechodziliśmy), kolejnym placem zabaw (tym, na którym Arturek się bawił przed plażowaniem). To właśnie w tej części zaczyna się szlak prowadzący do Vernazzy. Jako że szlak był zamknięty z powodu trudnych warunków atmosferycznych, dotarliśmy tylko na początek szlaku, bo pociągał nas widoczny z daleka most. No i, w razie gdyby pogoda się jednak nie poprawiła, chcieliśmy jednak mieć możliwość spojrzenia na Monterosso z góry. Tak więc wdrapaliśmy się na most.

I warto było się wysilić. Widoki były niesamowite. Słońce zaczęło wyglądać zza chmur tworząc kolorowe i bardzo jasne plamy na wodzie. A wspinaczka na miejsce, które można nazwać punktem widokowym, z którego rozpościera się widok w dół na wioskę, miasteczko czy miasto - my zawsze chętnie!



Our beach break spot. See the rock sticking out of water? Yes, that's the same one, just seen from another angle ;) / Nasze miejsce plażowania. Widzicie skałę wystającą z wody? Tak, to ta sama, tylko widziana z innej strony ;)
 The giant / Olbrzym
 Vernazza as seen from Monteosso / Vernazza widziana z Monterosso
 Corniglia as seen from Monterosso / Corniglia widziana z Monterosso
 Yet another tunnel / I kolejny tunel
 You can see the beginning of the trail to Vernazza and the bridge (see below) in this picture as well / Na tym zdjęciu również widać początek trasy do Vernazzy i most (patrz niżej)
 That bridge was spectacular (the beginning of the trail to Vernazza) / Ten most był niesamowity (początek szlaku do Vernazzy)
 The playground used for the first time / Plac zabaw wykorzystywany po raz pierwszy