Tuesday 16 July 2013

Paulinka's first month - picture time ;)

This post is going to be purely about pictures (the ones promised last time). Yup, I have my computer up and running again, so I have access to all my pictures again (big thanks to my husband for that). So, here is Paulinka's first month in pictures.

Ten post to będą głównie zdjęcia (obiecane ostatnim razem). Tak jest, mój komputer znów działa, więc mam dostęp do moich wszystkich moich zdjęć (za co wielkie podziękowania dla mojego mężulka). Tak więc, przedstawiam pierwszy miesiąc z życia Paulinki w zdjęciach.

Friday 12 July 2013

Paulinka's first month

Paulinka turned 1 month today. Yup, she's already that big. No longer a newborn, she's now an infant. One stage of her life is already over. I honestly don't know where that month's gone. And it went so fast.

Krzysiek is enjoying his two week paternity leave right now, so we're spending a lot of time together. Today we picked up Paulinka's pesel (personal unique identification number, something everybody in Poland has). And she's already been seen by a doctor (everything's fine, now we're waiting for her first vaccines. And that's in two weeks).

Arturek's great. I mean he gets cranky and irritated quite often, after all he's lost a lot of our attention, and mine especially, but he's dealing with it pretty well. And he does not associate it directly with the little girl. Or at least he doesn't take it back at her. He wants to hug her a lot, he's shushing her when she starts crying, he wants to share food with her, he wants to play with her. He's lovely.

I'll try to write a baby update post just once a month, so that the character of this blog doesn't change that much ;) But that's no promise, though ;)

I wanted to add some photos here. But my computer crashed today. I will add them later on, hopefully. Keep your fingers crossed for my father who'll try his best to bring my computer back to life and get all my pictures back!

Paulinka skonńczyłą dziś miesiąc. Tak, już jest taka duża. Już nie jest noworodkiem, teraz jest niemowlakiem. Jeden etap w życiu ma już za sobą. Szczerze nie wiem, gdzie ten miesiąc się podział. Tak szybko minął.

Krzysiu jest teraz na tacierzyńskim, więc spędzamy dużo czasu razem. Dziś odebraliśmy pesel Paulinki. I oglądał ją już też pediatra (wizyta patronażowa, malutka jest zdrowa, teraz czekamy na pierwsze szczepienie, a to już za dwa tygodnie).

Arturek jest cudowny. Tzn bywa marudny i zirytowany dość często, ale w końcu stracił mnóstwo naszej, a w szczególności mojej, uwagi, ale całkiem nieźle sobie z tym radzi. I nie wiąże tej utraty uwagi bezpośrednio z malutką. A przynajmniej nie odreagowuje na niej. Chce ją dużo przytulać, uspokaja ją, gdy płacze, chce się z nią dzielić jedzeniem, chce się z nią bawić. Jest kochany.

Postaram się pisać posty o malutkiej tylko raz w miesiącu, tak aby charakter tego bloga nie uległ zbyt dużej zmianie. Ale niczego nie mogę obiecać ;)

I w tym miejscu chciałam dodać kilka zdjęć. Niestety, mój komputer odmówił dziś posłuszeństwa. Dodam je później, mam nadzieję. Trzymajcie kciuki za mojego tatę, który będzie dzielnie próbował przywrócić komputer do życia i odzyskać moje zdjęcia!

Monday 8 July 2013

July, 5th...

 (I wrote this post on Friday. I just had no opportunity to publish it...).

Five years ago, at exactly 5 pm, our wedding ceremony started. It was hot and sunny that day. Today it's raining. Or at least seems like it's gonna be raining.

I don't know what it's like in your country, but in Poland practically every wedding anniversary (at least to some point, then every fifth) has its name. Fifth is wooden.

Many things have changed over the past five years. We have two fantastic children - Arturek and Paulinka. And we have each other. And that's the most important part of it all.

(Napisałam ten wpis w piątek. Nie miałam go jednak okazji opublikować...).

Pięć lat temu, dokładnie o 17, rozpoczęła się nasza ceremonia ślubna. Było wtedy gorąco i słonecznie. Dziś jest deszczowo. A przynajmniej pogoda sprawia takie wrażenie, jakby miało być deszczowo.

Nie wiem, jak sprawa wygląda w Waszych krajach, ale w Polsce każda rocznica ślubu ma swoją nazwę (no, przynajmniej do pewnego momentu, potem co piąta). Piąta jest drewniana. 

Wiele rzeczy się zmieniło przez ostatnich pięć lat. Mamy dwójkę wspaniałych dzieci - Arturka i Paulinkę. I mamy siebie. A to chyba najważniejsze. 



 I'm way more interested in the cat than in my husband. I'm cruel, I know ;) / Bardziej interesuje mnie kot niż mąż. Jestem brutalna, wiem ;)
 Posing for Marylin Monroe... kind of... and totally by accident / Poza na Marylin Monroe... tak jakby... i absolutnie przez przypadek

Thursday 4 July 2013

Another hostel in the mountains

Don't ask me why, as I'm not going to get into details anyway, I spent the last night in the mountains in another hostel. A hostel that we visited once for dinner. In order to get there, first you take that concrete path that leads from Palenica Białczańska to Morskie Oko, and then you take a turn into the forest (near Wodogrzmoty Mickiewicza). And that part through the forest is amazing. The first time we went there it was sunny. It looked beautiful and colourful. The day when I went there alone, it was foggy. Spooky. The broken trees, some fallen on the paths, made me feel like starring in some kind of a horror movie. A great scenery for one for sure.

The hostel is peaceful and quiet, with way less people than the Morskie Oko one or the Dolina Pięciu Stawów Polskich one. This one is called Dolina Roztoki hostel.

Nie pytajcie, dlaczego, bo i tak nie będę się wdawać w szczegóły, ostatnią noc w górach spędziłam w innym schronisku. W schronisku, które raz odwiedziliśmy ot tak, na obiad. Żeby się do niego dostać, trzeba przemierzyć asfaltową drogę łączącą Palenicę Białczańską z Morskim Okiem, w pewnym momencie z niej odbijając w las (obok Wodogrzmotów Mickiewicza). I ta część drogi przez las jest niesamowita. Gdy pierwszy raz nią szliśmy, było słonecznie. Wyglądało to pięknie i kolorowo. Kiedy szłam tam sama, wszystko spowite było mgłą. Przerażające. Połamane drzewa, niektóre przewrócone na ścieżki, sprawiały, że czułam się, jakbym grała w jakimś horrorze. Na pewno miejsce stanowiłoby świetnie tło dla horroru.

Schronisko jest ciche i spokojne, z dużo mniejszą ilością osób niż to nad Morskim Okiem i to w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. A mam na myśli schronisko w Dolinie Roztoki.