Wednesday 4 September 2013

In search for dunes...not!

A week! Just one week left and we're starting our long awaited holidays. I love flying and can't wait to experience it again. Two flights this year - one to our holiday destination and one back. Next year we're planning at least four flights, but we'll see if we manage to do that. I know it's not a lot for frequent travellers, but I'm not one of those. Aspiring, wanting to be one, maybe one day, but not yet.

Last year I won a weekend in Łeba in a radio contest. Unfortunately, the weather wasn't too good then (to call it in a delicate way), even though it was the first weekend of June, so we couldn't see all that we wanted to. And Łeba is not famous for its DinoPark, believe it or not, that we did manage to see. No. That's a relatively new thing there. Łeba is first and foremost famous for its dunes. Huge ones. But as it was really windy last year, we decided not to risk having way too much sand in our eyes and postponed seeing those dunes till... Yeah, till later.

On Saturday, over a week ago, we decided to make use of the nice and sunny weather and visited Łeba again. It was so pleasant yet so different from our first visit there. After all, last year we went there still before the summer season and many places where closed, while the whole town seemed a bit deserted. This year, though, it was full of life, even though already in low season. It reminded me a bit of Hel  back when we were still living there. Only a bit, as Hel is much smaller, so after the summer season it's even more deserted. Although I loved living there. But I was a kid then...

Anyway...

We went for a walk on the beach, then in the harbour, ate delicious fresh fish (I did) and Artur enjoyed himself on the playground while we sat on a bench for a bit of a rest. And then...

We headed back home. We didn't feel like going to the dunes and thought that it's going to be a good excuse to get back to Łeba next year. Third time's a charm, right? ;)

Tydzień! Został już tylko tydzień do naszych długo wyczekiwanych wakacji. Uwielbiam latać i już się nie mogę doczekać kolejnego lotu. Dwa loty w tym roku - jeden na wakacje i jeden z powrotem. Na przyszły rok planujemy przynajmniej cztery loty, ale zobaczymy czy nam się to uda. Wiem, że to niedużo dla częstych podróżników, ale ja takowym nie jestem. Chciałabym, może pewnego dnia, ale jeszcze nie teraz.

W zeszłym roku wygrałam w radiowym konkursie weekend w Łebie. Niestety, pogoda nie była najlepsza (delikatnie rzecz ujmując), mimo że był to pierwszy weekend czerwca, więc nie mogliśmy zobaczyć wszystkiego, co chcieliśmy. A Łeba nie słynie z DinoParku, wierzcie lub nie, który akurat udało nam się zobaczyć. Nie. To względnie nowy nabytek tego miejsca. Łeba jest przede wszystkim znana z wydm Wielkich wydm. Ale jako że w zeszłym roku bardzo mocno wiało, zdecydowaliśmy się nie ryzykować dostania się zbyt dużej ilości piachu do naszych oczu i przełożyliśmy oglądanie wydm... no tak, na później.

W sobotę, ponad tydzień temu, postanowiliśmy wykorzystać ładną pogodę i udaliśmy się znów do Łeby. Było miło, choć zupełnie inaczej niż za pierwszym razem. W końcu w zeszłym roku pojechaliśmy do Łeby jeszcze przed początkiem sezonu letniego, więc sporo miejsc było pozamykanych, a całe miasto sprawiało wrażenie wymarłego. W tym roku, dla odmiany, było pełne życia, mimo tego, że byliśmy tam już w niskim sezonie. Nieco przypominało mi Hel z czasów, gdy jeszcze tam mieszkaliśmy. Nieco, gdyż Hel jest mniejszy i poza sezonem sprawia wrażenie jeszcze bardziej wyludniałego. Chociaż uwielbiałam tam mieszkać. Ale wtedy byłam dzieckiem...

W każdym razie...

Poszliśmy na spacer po plaży, potem po porcie, zjedliśmy pyszną świeżą rybkę (ja zjadłam), a Artur wybawił się na placu zabaw podczas gdy my odpoczywaliśmy na pobliskiej ławeczce. A potem...

Wróciliśmy do domu. Nie chciało nam się iść na wydmy i stwierdziliśmy, że będzie to dobrą wymówką, żeby wrócić do Łeby w przyszłym roku. Do trzech razy sztuka, prawda? ;)

No comments:

Post a Comment