Wednesday, 20 February 2013

Winter's back!

I have trouble sleeping at night. A wonderful side effect of pregnancy. The baby girl keeps kicking so hard at night that it's hard to find a comfy position. But I'm not complaining. I knew perfectly well, what I was asking for. After all, I've been there already. It's just an introduction. Kinda an explanation why I'm up in (what many may call) the middle of the night. Plus I have a severe soar throat. Now I am complaining. Which makes it even harder to fall asleep once I'm up at night. It's not like I get up, I'm simply wide awake. When I was pregnant with Artur, I used that time to catch up on my reading. Every night I spent 2-3 hours reading books, and then I was going back to sleep. I still believe that I'm not at that stage yet, but maybe I should try doing it.

Anyway, that is not why I'm writing all this. I woke up yesterday very early morning (still probably middle of the night to many people) and, don't know why as I usually don't do it, felt the nudge to look out the window. And so I did. And saw something I coldn't have expected! Ok, frankly speaking, I could have, as the evening before I heard weather forecast peopl saying something about have snowfall and stuff, but... the extent of it? The world was covered with 15-20 cm of that white, cold, fluffy and wet thing called snow! A winter wonderland! Every single thing, every tiniest branch of the tree that we have outta our bedroom window was covered with so much snow that it could barely hold. During the day most of it melted, though.

This morning I woke up to this exactly same picture! A fresh 20 cm layer of snow. And this time it stayed! Winter must be back, huh? I'm wondering for how long, though.

The pictures weren't taken today, sorry. They present January winter. But it's as beautiful as today's one, I promise ;)

Spanie w nocy przestało być przyjemnością. Piękny efekt uboczny ciążowego stanu. Nasza mała dziewczynka tak daje czadu w nocy, że ciężko mi znaleźć sobie jakąś wygodną pozycję. Ale nie narzekam. W końcu dobrze wiedziałam, w co się pakuję. Już raz to przecież przechodziłam. To tylko wstęp do tego, o czym chciałam napisać. Wytłumaczenie się z tego, dlaczego jestem na nogach w środku nocy, jak to wiele osób może postrzegać. Poza tym paskudnie boli mnie gardło. Tu już narzekam. I ten ból czyni tym trudniejszym zaśnięcie, gdy człowiek już raz się obudzi. Żeby nie było nieporozumień, nie wstaję z łóżka, po prostu nie śpię. Leżę i dumam. Kiedy byłam w ciąży z Arturkiem, wykorzystywałam te nocne bezsenności na nadrobienie zaległości w czytaniu. Każdej nocy spędzałam 2-3 godziny na czytaniu książek, a później szłam dalej spać. Nadal mam jednak nadzieję, że to jeszcze nie ten etap, ale może należałoby wrócić do tego nocnego czytania.

W każdym razie, nie po to to wszystko piszę. Wczoraj obudziłam się bardzo wcześnie (dla wielu pewnie był to środek nocy) i, nie wiedzieć czemu, poczułam silną chęć wyjrzenia przez okno. I tak też zresztą zrobiłam. Moim oczom ukazał się widok, którego nie mogłam się spodziewać. Chociaż szczerze mówiąc, mogłam, bo wieczór wcześniej słyszałam jak w prognozie pogody zapowiadali opady śniegu i w ogóle, ale... taką ilość? Świat był pokryty 15-20 cm warstwą białego, zimnego, puchatego i mokrego śniegu! Magiczna zimowa kraina! Każda rzecz, każda najmniejsza gałązeczka drzewa, które rośnie za naszym sypialnianym oknem była przykryta taką warstwą śniegu, którą ledwie była w stanie utrzymać. W ciągu dnia jednak większość śniegu stopniała. 

Dzisiaj moim oczom ukazał się dokładnie ten sam krajobraz! Świeża 20 cm warstwa śniegu. I tym razem się utrzymała! Chyba zima wróciła, co? Ciekawe jednak na jak długo.

Zdjęcia nie były zrobione dzisiaj, przykro mi. Pokazują styczniową zimę. Ale jest ona tak samo piękna jak dzisiejsza, obiecuję ;)

Saturday, 16 February 2013

It's gonna be a ...

Hello. No, I haven't forgotten about you. I'm a bit sick, again. Yeah, that's what it is - going to work at this time of year, when many people come to work sick. They think that if they take fervex, gripex or any other -ex (medicine for cold), then that's ok. And then it's not contageous. Well, they have no idea how wrong they are. And since I can't take any of the above mentioned, it takes me much more time to get better. Anyway...

I have news. It's huge! And fresh as well. We're going to have a GIRL! Yeah, that's the hot news of yesterday's evening! We're so happy! And especially Artur, although he's been saying right from the beginning, that he's gonma have a sister. Why? Cause sisters tidy up after themselves (and boys not? Well, said by a boy, after all).

Preps of another travel post are in progress. And soon, I'm going to post my first recipe post! That's new, but I'm gonna try that out for once ;)

I'm a happy, happy person right now. Not so much because it's gonna be a girl, but because I KNOW, who it's going to be. Have a great weekend!

Cześć. Nie, nie zapomniałam o Was. Znów jestem podziębiona. Tak, tak to właśnie jest - chodzić do pracy o tej porze roku, kiedy wiele osób przychodzi do pracy praktycznie chorych. Wydaje im się, że jak biorą fervexy, gripexy lub jakieś inne -exy, to wszystko jest w porządku. I że nie zarażają. No cóż, szkoda że nie są świadomi tego, jak bardzo się mylą. A że ja nie mogę brać żadnych z wyżej wymienionych, to u mnie dochodzenie do siebie trwa dużo dłużej. W każdym razie...

Mam nową wiadomość! Wielką! I świeżuteńką! Będziemy mieć DZIEWCZYNKĘ! Tak, to wielka sensacja wczorajszego wieczoru! Jesteśmy przeszczęśliwi! A już najbardziej Arturek, chociaż on od początku twierdził, że będzie miał siostrzyczkę. Dlaczego? Bo dziewczynki po sobie sprzątają (a chłopcy nie? Cóż, w końcu powiedział to chłopiec).

Przygotowania do następnego posta krajoznawczego są w toku. Poza tym, wkrótce pojawi się pierwszy post z przepisem. Krótki i taki na próbę, przynajmniej na razie ;) Zobaczymy, jak mi pójdzie, na ile będzie on zrozumiały i w ogóle. 

W tej chwili jestem super szczęśliwym człowiekiem. Ale nie tak z powodu tego, że będzie to dziewczynka, ile z powodu tego, że WIEM, kto siedzi w brzuchu. Życzę wszystkim udanego weekendu!

Monday, 4 February 2013

Pre-"Fat-Thursday" weekend ;)



It’s been a great (and busy) weekend. On Friday afternoon Artur was getting back from his kindergarden with his grandpa. He got on the bus and headed straight to the front, to the seat next to the bus driver. After all, when you’re in the front, you can see everything on the road. Anyhow, the seat was occupied by a roughly-sixty-years-old lady. My father asked her to hold Artur’s hand while he validates the ticket. When he got back, Artur was already deep in the conversation with the lady. He was holding a drawing that he made earlier that day and wanted to get home. What he did instead was give the drawing to that lady, saying at the same time – ‘I made it for you. Here you are’. They talked a bit about that and then she took out a pack of biscuits from her bag and said – ‘I’ve got something for you, too’. Oh, to be a kid again ;)

Apart from that, I’m really proud of what I did during the weekend. I made donuts. Polish kind, though. And faworki (that’s probably our specialty, really crispy sort of snack). I made donuts for the first time ever, and even though I was terrified while making them, they turned out (I’m humble, I know) delicious!  My grandma used to make these. Since she’s gone, we’ve been only buying some. This year, don’t know why, I’ve decided to make some myself. erfect for the upcoming "Fat Thursday" - last Thursday before Ash Wednesday (nuh, they're not gonna make it till Thursday).

To był piękny (acz pracowity) weekend. W piątek po południu Arturem wracał z dziadkiem z przedszkola. Wsiadł do autobusu i od razu pobiegł na sam przód, na miejsce obok kierowcy. Okazało się, że miejsce to zajmowała na oko 60-letnia babeczka. Tata poprosił ją, żeby potrzymała Artura za rękę, gdy on będzie kasował bilet. Jak wrócił, Arturem już zdążył wdać się z panią w dyskusję. W rączce trzymał obrazek namalowany w przedszkolu. Zamiast go donieść do domu, wręczył go tejże pani ze słowami – ‘narysowałem dla ciebie. Proszę’. Chwilę jeszcze pogadali, po czym pani stwierdziła – ‘Też coś dla ciebie mam’ i wyjęła z torby paczkę ciastek. Ech, dzieckiem być ;)

Poza tym, jestem bardzo dumna z tego, co udało mi się w ten weekend zrobić. A mianowicie usmażyłam pączki :) i faworki. Pączki robiłam po raz pierwszy w życiu, byłam z lekka przerażona, ale (skromnie rzecz ujmując) wyszły pyszne! Moja babcia robiła pączki. Ale odkąd nie ma jej z nami, ograniczaliśmy się jedynie do kupnych. W tym roku jakoś tak naszło mnie na zrobienie takowych. I miało to właśnie miejsce w minioną sobotę ;) Idealne na tłusty czwartek. Chociaż w sumie... Raczej go nie doczekają ;)

Here they are – pictures are of poor quality, but that’s too late to correct it right now ;)
A oto kilka zdjęć moich sobotnich poczynań – zdjęcia nie są najlepsze, ale nie ma jak ich powtórzyć ;)

And here's my little boy in preparation for his costume party tomorrow in his kindergarden.
A to mój mały chłopczyk przygotowujący się do jutrzejszego balu karnawałowego w przedszkolu.