Thursday, 10 September 2015

The monastery on the hill

We've been waiting for that day for a long time. Changing our plans dozens of times. Trying to find a perfect place. Perfect spot. Perfect location. That would suit the needs of all of us. So that the car ride wouldn't take too long because we didn't know how Paulinka's gonna cope with that. So that we'd have lots of various things to do, so that we wouldn't get bored (lack of activities, just lying on the beach doing nothing is good for us... for an hour or two and then it gets too boring). So that we'd all have something new to do, something new to see, some new place to visit. We had so many different plans (that are still valid, just postponed for now), but we finally managed to choose one of them and stick to it.

The day has come. We had doubts. Do we want to leave home on Friday afternoon and already spend the night in the first place on our way? The drive was to take ca. 4,5 hours, so that was doable. And we'd wake up rested, ready for sightseeing and for the drive still remaining ahead of us. Or do we want to leave really early on Saturday morning, so that kids could sleep in on the way? Then we'd spend a few hours in the first place we wanted to visit and move forth in the afternoon. That was a hard one for us. We couldn't decide till the last week. After a lot of talking, having seen what was happening on Tricity ringroad (leading to the highway) on Friday afternoons (so packed with cars), we decided to leave on Saturday morning. We packed the car on Friday evening, so that we could just wake up in the morning, make coffee and set off. We set our alarm clock to 3 a.m. Everything went according to the plan. The roads were empty, we could watch a wonderful sunrise. Perfect. All as planned. Almost. Our kids didn't sleep on the way. Oh, I'm sorry, they did. Paulinka for about half an hour and Arturek for about fourty minutes. Yeah, we didn't see that coming, but now we know. Much to my surprise, they were quite quiet in the car, though, and full of energy when it came to sightseeing. Weird, I'll never get how a child's organism works, how that is even possible...

Anyway.

At about nine or ten o'clock we got to Częstochowa. Jasna Góra was our goal.You can reach that easily. Just follow the crowd. At any day, at any time. There's always crowds of people heading to the monastery on top of the hill. That's the most popular pilgrim's destination in Poland. Where we, Poles, stopped the flood of Swedes in mid-17th century. The painting of Black Madonna or otherwise known as Our Lady of Czestochowa is what you want to see. The painting itself is of unknown origin. It's unknown who painted it and when. The legend says that it could have been painted by Saint Luke the Evangelist on a table, on which the Holy Family used to dine. The painting can change, too. How? The dressess are not painted on, but temporarily attached. And can be changed according to the occassion. Didn't know that, but well, weirder things are possible ;)

When I told people that I've never been to Jasna Gora, they were shocked. Mostly. Why? Cause it's a popular trip to take here in Poland in high school, just before final exams. Or somewhere in the course of education as a school trip. From my hometown, usually connected with a trip to Cracow. We never went there with my school.

But this year, we decided that it is on our way. So we might visit as well.

And I'm glad we did. It's one of the places I wanted to visit. But not a great place if you want to pray, to contemplate. But, then again, probably most of the popular pilgrimage destinations look similar. Overcrowded and loud. And touristy. Cause, let's be honest, these are also tourist destinations.

What can you do in Jasna Gora? Seeing the Miraculous Painting in the Chapel of Miraculous Painting of Our Lady is just one thing. You can also visit other places, like the Knights' Hall, the Treasury, the St. Roch's Bastion, the Arsenal or the Tower of Jasna Gora (299 steps to the top).

We spent about 2-3 hours in Jasna Gora. Then we got back to our car and headed further south. To our second stop on the way.

*

Czekaliśmy na ten dzień bardzo długo. Zmienialiśmy plany kilkanaście razy. Próbowaliśmy znaleźć idealne miejsce. Idealnie położone. Które będzie pasowało nam wszystkim. Tak, aby nie leżało za daleko, żeby przejazd samochodem nie zajął zbyt długo, bo nie wiedzieliśmy, jak Paulinka będzie reagować. Tak, żebyśmy mogli robić dużo różnych rzeczy, żebyśmy się nie nudzili (brak zajęć, zwykłe leżenie na plaży robiąc nic jest dobre dla nas... przez godzinę lub dwie, a potem się potwornie tym nudzimy). Takie, by każdy z nas spróbował czegoś nowego, zobaczył coś nowego, zwiedził jakieś nowe miejsce. Mieliśmy dużo różnych planów (które wciąż są, aktualne, tylko odroczone), aż w końcu podjęliśmy decyzję, wybraliśmy jedno miejsce i przy nim już zostaliśmy.

Nadszedł upragniony dzień. Mieliśmy wątpliwości. Chcemy ruszyć w piątek po południu i spędzić noc na pierwszym z postojów? Podróż miała trwać koło 4,5 godziny, więc było to wykonalne. Obudzilibyśmy się wypoczęci, gotowi na zwiedzanie i czekającą nas dalszą podróż. A może jednak wolimy wstać bardzo wcześnie rano w sobotę, żeby dzieci nam pospały po drodze? Wówczas spędzilibyśmy kilka godzin w pierwszym odwiedzanym miejscu, a po południu udali się w dalszą drogę. Wybór, wbrew pozorom, był dla nas trudny. Decyzję podjęliśmy dosłownie na kilka dni przed wyjazdem. Po wielu dyskusjach, rozważaniach za i przeciw, widząc, co dzieje się na obwodnicy (prowadzącej do autostrady) Trójmiasta w piątkowe popołudnia (korki, to mało powiedziane), odpuściliśmy. W piątek wieczorem spakowaliśmy samochód, tak aby rano tylko wstać, zrobić kawę i ruszyć. Ustawiliśmy budzik na 3 rano. Wszystko poszło zgodnie z planem. Drogi puste, oglądaliśmy piękny wschód słońca. Idealnie. Wszystko zgodnie z planem. Prawie. Nasze dzieci nie spały w drodze. A, przepraszam. Spały. Paulinka przez jakieś pół godziny, a Artur z dziesięć minut dłużej. Tak, tego się nie spodziewaliśmy, ale teraz już wiemy. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, w samochodzie byli dość spokojni, a pełni energii gdy przyszło do zwiedzania. Dziwne to i nigdy chyba nie zrozumiem, jak funkcjonuje organizm dziecka...

W każdym razie. 

Około 9 czy 10 rano dotarliśmy do Częstochowy. Nasz cel - Jasna Góra. Łatwo się tam dostać. Wystarczy iść za tłumem. Dowolnego dnia o dowolnej porze. Zawsze tłumy ludzi podążają do klasztoru na wzgórzu. To najpopularniejszy cel pielgrzymkowy w Polsce. Gdzie my, Polacy, zatrzymaliśmy szwedzki potop w połowie siedemnastego wieku. Obraz Czarnej Madonny, zwanej również Matką Boską Częstochowską - to właśnie jego chcecie zobaczyć. Obraz jest nieznanego pochodzenia. Nie wiadomo kto i kiedy go namalował. Wieść gminna niesie, że mógł go namalować św. Łukasz Ewangelista na blacie stołu, na którym jadała Święta Rodzina. Uwaga, obraz może ulegać zmianom. Jak? Suknie nie są na nim namalowane, a czasowo doczepiane. I mogą być zmieniane, w zależności od okoliczności.Tego nie wiedziałam, ale już o dziwniejszych rzeczach słyszałam. 
Kiedy mówiłam ludziom, że nigdy nie byłam na Jasnej Górze, na ogół dziwnie na mnie patrzyli. Przynajmniej w większości. Dlaczego? Bo to popularny cel wycieczek szkolnych tuż przed maturą. Albo gdzieś po drodze w toku edukacji. Z mojego miasta, na ogół połączony z wizytą w Krakowie. Moje klasy się tam nigdy nie zapuściły.

Ale w tym roku już nie było zmiłuj. W końcu mieliśmy po drodze. Więc równie dobrze mogliśmy i tam zajechać.

I cieszę się, że to zrobiliśmy. Bo to jedno z miejsc, które chciałam odwiedzić. Moim zdaniem nie jest to jednak miejsce do spokojnej modlitwy i kontemplacji. Ale, znów, to chyba bolączka wszystkich znanych i obleganych miejsc pielgrzymkowych. Zatłoczone i głośne. No i pełne turystów. Bo, bądźmy szczerzy, wszystkie te miejsca są nie tylko celami pielgrzymek, ale i atrakcjami turystycznymi swoich okolic.

Co można robić na Jasnej Górze? Obejrzenie Cudownego Obrazu z Kaplicy Cudownego Obrazu Matki Bożej to tylko jedna z "atrakcji". Poza tym można również odwiedzić takie miejsca, jak Salę Rycerską, Skarbiec, Bastion św. Rocha, Arsenał czy Wieżę Jasnogórską (na szczyt wiedzie 299 stopni).

Na Jasnej Górze spędziliśmy jakieś 2-3 godziny. Po czym wróciliśmy do samochodu i udaliśmy się dalej na południe, do kolejnego postoju w naszej podróży.

Holy Mary breastfeeding Baby Jesus (top right corner). First time I've seen such an intimate scene with the Holy Family / Matka Boża karmiąca piersią małego Jezuska (po prawej u góry). Pierwszy raz widziałam tak intymny obraz Świętej Rodziny
If there's a place we could climb, we're climbing. Up to the top of the tower. 299 steps. / Jeśli tylko jest możliwość, wspinamy się. Na szczyt wieży. 299 stopni.
The view / Widok
What our kids liked the most... / A to podobało się naszym dzieciom najbardziej...

No comments:

Post a Comment