Wednesday, 19 February 2014

The hotel, finally

I've been writing about Turkey for quite some time now and I think it's high time to write a few words about the hotel we stayed in.

Grand Seker Hotel. In general, hotels in Turkey are either Germans-oriented or Russians-oriented. Or at least that's what we've heard and noticed ourselves as well. Our hotel was pro-Germans. Which is neither good nor bad, I'm not judging, just observing. The staff was pretty much fluent in German and that definitely was the language to use if you wanted to get in contact with people. Most of the guests were German-speaking as well. So definitely that was the language we could hear all around us. Got me to recall a few words myself ;) Even though my German isn't as good as my English and I don't feel as confident using it (speaking, writing, reading, either of them), that was definitely the way to go if we wanted to get in touch with people. A big change to what we've been used to, i.e. using English everywhere ;)

Anyhow, the hotel was great. The staff were friendly and open to kids. Handing out sweets and all ;) Many times we felt that Artur was perceived as unapproachable or rude even, when people were trying to have a chat with him and he was not responsive. Well, he simply could not understand them, what we were explaining to people. And that they could understand and often ended up just smiling at him while he was becoming really chatty... in Polish ;) But by the end of the trip, he could order his drinks by himself ;) In German, of course.

The day and evening animations were there, but I can say nothing more about them as we were not interested in them. When you're staying in the hotel, be sure to eat one dinner on the beach. We were sorry we couldn't do it, as it was already too late for Artur. But seeing how it was all prepared, how the tables were dressed and all... wow... Very romantic and, most likely, a lot of fun as well.

I already wrote everything about the pools. The rooms were clean and comfortable. We had a family room with a double bed and a bunk bed (which quickly turned into Arturek's fort). And a balcony as well. Luckily, our balcony had a garden view and not the pool view. That made the room much quieter ;)

The hotel consists of a few buildings 3-4 floors high. So it's not a one huge building full of people. Frankly speaking, we could not feel the presence of other people that much until we got for meals. In the mornings you had to wait for a free cup for your coffee ;) 

The food was great. At least I liked it a lot. It was pretty diversified with lots of fruit, veggies and sweets ;) There were thematic evenings as well, like Turkish dinner or... well, I'll save the *or* part for later ;)

The air conditioning was on all the time that we were in the room, but we could turn it off as well. We tried that ;) Wasn't too bad without the a/c on, but wasn't comfy either.

Anything else? Oh, the road to the beach. When we looked at google maps before the trip, we thought that the way to the beach would be all sunny, no shade, and kind of deserted area around. Apparently, google has really old pictures of the area ;) There were hotels on both sides of the road. It took us about 10 minutes to walk (with a kid, so literally walk) to the designated hotel beach. So wasn't that far away. But the hotel isn't directly by the beach either.

If you have any questions about the hotel, or the area around it, feel free to ask ;)

Piszę o Turcji już od jakiegoś czasu i myślę, że czas najwyższy na napisanie kilku słów o hotelu, w którym mieszkaliśmy.

Grand Seker Hotel. Ogólnie, hotele w Turcji dzielą się na zorientowane na Niemców lub na Rosjan. A przynajmniej tak słyszeliśmy i sami również to zaobserwowaliśmy. Nasz hotel był proniemiecki. Co nie jest ani dobre ani złe, nie oceniam, tylko stwierdzam fakt. Obsługa hotelu całkiem płynnie posługiwała się językiem niemieckim i zdecydowanie był to język, którego należało używać, jeśli chciało się z kimś porozmawiać. Większość gości również posługiwała się językiem niemieckim. Więc zdecydowanie był to język, którego podczas wyjazdu nasłuchaliśmy się najwięcej. Zmusiło mnie to do przypomnienia sobie kilku słówek ;) Chociaż mój niemiecki nie jest tak dobry jak angielski i nie czuję się tak pewnie używając go (mówiąc, pisząc, czytając, którekolwiek), zdecydowanie w tym kierunku należało iść chcąc wejść w kontakt z ludźmi. Wielka zmiana w porównaniu do tego, do czego przywykliśmy, czyli wszędobylskiego angielskiego ;)

W każdym razie hotel był fajny. Obsługa była bardzo miła i przyjaźnie nastawiona do dzieci. Rozdając słodycze i w ogóle ;) Wiele razy zdawało nam się, że Arturro był odbierany jako niedostępny lub nawet niegrzeczny, kiedy ludzie chcieli z nim zamienić kilka słów, a on nie odpowiadał. Cóż, po prostu ich nie rozumiał, co staraliśmy się tłumaczyć. Byli to w stanie zrozumieć i na ogół kończyło się to wielkim uśmiechem w kierunku Arturka, gdy on właśnie stawał się bardzo rozgadany... po polsku ;) Ale pod koniec wyjazdu był już nawet w stanie zamówić sobie picie sam ;) po niemiecku, oczywiście.

W hotelu odbywały się animacje dzienne i wieczorne, ale nie jestem w stanie o nich nic więcej powiedzieć, bo nas nie interesowały. Jeśli zdecydujecie się na Grand Seker Hotel, koniecznie zjedzcie jedną z kolacji na hotelowej plaży. Było nam bardzo przykro, że nie mogliśmy tego zrobić ze względu na zbyt późną dla Arturka porę. Ale jak widzieliśmy przygotowania, nakrycie stołu i w ogóle... wow... Bardzo romantyczne i, zapewne, super zabawa.

Napisałam już chyba wszystko o basenach. Pokoje były czyste i wygodne. Mieliśmy pokój rodzinny z podwójnym łóżkiem i łóżkiem piętrowym (które szybko zamieniło się w fort Arturka). I z balkonem. Na szczęście, nasz balkon wychodził na ogród, a nie na baseny. Dzięki temu w pokoju było trochę ciszej ;)

Hotel składa się z kilku 3-4 piętrowych budyneczków. Więc nie jest to jeden wielki budynek pełen ludzi. Szczerze mówiąc, nie czuliśmy obecności innych ludzi dopóki nie szliśmy na posiłki. Rano trzeba było odczekać swoje w kolejce do filiżanki na poranna kawę ;)

Jedzenie było super. Przynajmniej mi bardzo smakowało. Było całkiem zróżnicowane z dużą ilością owoców, warzyw i słodyczy ;) Były również wieczorki tematyczne, np. turecka kolacja albo... cóż, to *albo* zostawię sobie na później ;)

Klimatyzacja była włączona przez cały czas, jaki spędzaliśmy w pokoju, ale oczywiście mogliśmy ą wyłączyć. Nawet raz spróbowaliśmy ;) Nie było źle bez klimy, ale dobrze też nie.

Coś jeszcze? A, droga na plażę. Kiedy sprawdzaliśmy położenie hotelu na mapach googlowych, myśleliśmy, że droga na plażę będzie słoneczną patelnią, bez śladu cienia, z prawie pustynnym krajobrazem wokół. Najwidoczniej google dysponuje naprawdę starymi zdjęciami okolicy ;) Po obu stronach drogi były hotele. Spacer na plażę hotelową zajmował nam około 10 minut (i to spacer-spacer, bo z dziećmi). Więc nie było to jakoś super daleko. Ale bezpośrednio przy plaży hotel też się nie znajduje.

Jeśli macie jakieś pytania na temat hotelu lub jego bliskiego sąsiedztwa, pytajcie śmiało ;)

The hotel beach as seen from the sea and from the park / Plaża hotelowa widziana z morza i z parku
That's the path from the beach to the hotel. The first picture was taken at the gate right at the entrance to the beach park and the secon one was taken from the point where the bus in the first picture can be seen.  / Zdjęcia drogi z plaży do hotelu. Pierwsze zdjęcie zostało zrobione z bramki na wejściu do parku przy plaży, a drugie z miejsca, gdzie na pierwszym zdjęciu stoi autobus.
That's our building / To nasz budynek

No comments:

Post a Comment