We have chickenpox in the house. Artur's been sick for almost a week now. And we all know that, most likely, Paulinka will get it, too. We're just waiting for her chickenpox to show... Plus, she's teething, so she had fever during the weekend and now she has a cold, of course... Not the kind of end of May I would hope for. But it's way better that it's all happening while we're at home and not during our recent trip.
Anyway, what I wanted to write was that I'll get back to writing once at least one of them feels better. Most likely it's going to be Artur since he's almost alright right now. Just waiting for the doctor to state that as well. And that's happening tomorrow. He has a trip on Monday so he can't wait to get back to the kindergarden. If only the weather could get better pretty soon. 10 or 12 degrees during the last week of May?? Are you kidding me? Yet it's true :/
Stay warm! And write you soon, I promise!
W naszym domu zagościła ospa wietrzna. Arturek choruje już prawie od tygodnia. I wszyscy mamy świadomość tego, że , najprawdopodobniej, Paulinka też ją złapała. Teraz w sumie czekamy aż jej ospa się ujawni... No i mała ząbkuje, więc w weekend gorączkowała, a teraz jest, oczywiście, przeziębiona. Nie taką końcówkę maja sobie wyobrażałam. Choć z drugiej strony, lepiej że przechodzą to wszystko w domu, a nie podczas naszego ostatniego wyjazdu.
W każdym razie, chciałam tylko dać znać, że wrócę do pisania jak tylko choć jedno z nich wydobrzeje. Najprawdopodobniej będzie to Arturek, bo on już jest prawie zdrowy. Czekamy tylko aż lekarz to potwierdzi. A to nastąpi jutro. Arturek ma w poniedziałek wycieczkę, więc nie może się doczekać powrotu do przedszkola. Gdyby jeszcze tylko pogoda chciała być lepsza. 10 czy 12 stopni w ostatnim tygodniu maja?? Chyba ktoś sobie jaja robi! A jednak taką mamy rzeczywistość :/ (Sorry, taki mamy klimat, tak?)
Trzymajcie się ciepło! I niedługo napiszę, obiecuję!
Thursday, 29 May 2014
Tuesday, 20 May 2014
I have always associated Paris with...
Ok, I think I'm done. I hope I'm done. Browsing through pictures. So
now it's time to finally sit down and start writing. Or continue
writing, as you could already read part one on Montmartre here.
I have always associated Paris (or France in general... No, that would be Paris) with... Well, the Eiffel Tower, sure. Louvre, yes. Sacre Coeur, the Arc of Triumph... Well, we might go on like that for a while, but that's so not totally what I mean right now. Intrigued? You shouldn't be ;) It's not sophisticated at all. Childish rather ;) But I like the child in me ;)
I have always asociated Paris with... carousels! Merry-go-rounds! Yes. Told you it was childish. Anyhow, the little child in me was absolutely happy when Artur said that he would love to go on a merry-go-round. So, obviously, I went with him ;)
We saw a few of those in Paris. In most of the touristy spots, like Montmartre or Hotel de Ville. But neither one of them looked so... "not-in-the-right-place" or so "out-of-this-world" as the one in La Defense. The contrast between the classical in its look carousel and the modern skyscrapers was just... stunning! Check it out for yourselves!
No dobra, chyba skończyłam. Mam nadzieję, że skończyłam. Przeglądać zdjęcia. Więc nadszedł w końcu czas, aby usiąść i zacząć pisać. Albo kontynuować pisanie, bo już pierwszą część, na temat Montmartru, mogliście przeczytać tutaj.
Paryż (a może Francja jako całość... nie, zdecydowanie Paryż) zawsze kojarzył mi się z... No cóż, z Wieżą Eiffela, to fakt. Z Luwrem, pewnie. Z Sacre Coeur, Łukiem Triumfalnym... Moglibyśmy tak wymieniać jeszcze przez dłuższą chwilę, ale zupełnie nie o to mi w tej chwili chodzi. Zaintrygowani? Niepotrzebnie ;) To nie jest nic skomplikowanego ani wygórowanego, raczej... dziecinnego ;) Cóż, lubię to dziecko żyjące we mnie ;)
Paryż zawsze kojarzył mi się z ... karuzelami! Tak. Mówiłam, że to dziecinne. W każdym razie, małe dziecko we mnie było absolutnie przeszczęśliwe, gdy Artur stwierdził, że chce na karuzelę. A ja, oczywiście, poszłam z nim ;)
W Paryżu widzieliśmy ich kilka. W większości miejsc typowo turystycznych, jak Montmartre czy Hotel de Ville. Ale żadna z nich nie wyglądała tak... "nie-pasuję-do-tego-miejsca" albo tak "to-nie-jest-mój-świat" jak ta w La Defense. Zderzenie klasycznej w swym wyglądzie karuzeli z nowoczesnymi drapaczami chmur było wprost... oszałamiające! Sami się przekonajcie!
I have always associated Paris (or France in general... No, that would be Paris) with... Well, the Eiffel Tower, sure. Louvre, yes. Sacre Coeur, the Arc of Triumph... Well, we might go on like that for a while, but that's so not totally what I mean right now. Intrigued? You shouldn't be ;) It's not sophisticated at all. Childish rather ;) But I like the child in me ;)
I have always asociated Paris with... carousels! Merry-go-rounds! Yes. Told you it was childish. Anyhow, the little child in me was absolutely happy when Artur said that he would love to go on a merry-go-round. So, obviously, I went with him ;)
We saw a few of those in Paris. In most of the touristy spots, like Montmartre or Hotel de Ville. But neither one of them looked so... "not-in-the-right-place" or so "out-of-this-world" as the one in La Defense. The contrast between the classical in its look carousel and the modern skyscrapers was just... stunning! Check it out for yourselves!
No dobra, chyba skończyłam. Mam nadzieję, że skończyłam. Przeglądać zdjęcia. Więc nadszedł w końcu czas, aby usiąść i zacząć pisać. Albo kontynuować pisanie, bo już pierwszą część, na temat Montmartru, mogliście przeczytać tutaj.
Paryż (a może Francja jako całość... nie, zdecydowanie Paryż) zawsze kojarzył mi się z... No cóż, z Wieżą Eiffela, to fakt. Z Luwrem, pewnie. Z Sacre Coeur, Łukiem Triumfalnym... Moglibyśmy tak wymieniać jeszcze przez dłuższą chwilę, ale zupełnie nie o to mi w tej chwili chodzi. Zaintrygowani? Niepotrzebnie ;) To nie jest nic skomplikowanego ani wygórowanego, raczej... dziecinnego ;) Cóż, lubię to dziecko żyjące we mnie ;)
Paryż zawsze kojarzył mi się z ... karuzelami! Tak. Mówiłam, że to dziecinne. W każdym razie, małe dziecko we mnie było absolutnie przeszczęśliwe, gdy Artur stwierdził, że chce na karuzelę. A ja, oczywiście, poszłam z nim ;)
W Paryżu widzieliśmy ich kilka. W większości miejsc typowo turystycznych, jak Montmartre czy Hotel de Ville. Ale żadna z nich nie wyglądała tak... "nie-pasuję-do-tego-miejsca" albo tak "to-nie-jest-mój-świat" jak ta w La Defense. Zderzenie klasycznej w swym wyglądzie karuzeli z nowoczesnymi drapaczami chmur było wprost... oszałamiające! Sami się przekonajcie!
La Defense
Tuesday, 13 May 2014
A creative dinner
Before I go on with our recent travel story, I simply have to share with you these pictures.
Arturek spends every Friday night with my parents. They usually pick him up from the kindergarden and he comes back to us on Saturday. And they all cherish those Friday evenings. Arturek can't wait for them. I don't remember when it has started, but it is like a litle tradition.
For some time now, my father has been preparing him very... artistic Friday night dinners. Unfortunately, I have a picture of just the last one...
Zanim będę kontynuować opis naszego ostatniego wyjazdu, po prostu muszę podzielić się z Wami tymi zdjęciami.
Arturek spędza piątkowe noce z moimi rodzicami. Zwykle odbierają go z przedszkola i Arturek wraca do nas w sobotę. I wszyscy celebrują ten swój piątkowy wieczór. Arturek wprost nie może się ich doczekać. Nie pamiętam, kiedy to się zaczęło, ale przerodziło się w małą tradycję.
Od jakiegoś czasu, mój tata przygotowuje Arturkowi bardzo... artystyczne piątkowe kolacje. Niestety, mam tylko zdjęcie ostatniej...
Arturek spends every Friday night with my parents. They usually pick him up from the kindergarden and he comes back to us on Saturday. And they all cherish those Friday evenings. Arturek can't wait for them. I don't remember when it has started, but it is like a litle tradition.
For some time now, my father has been preparing him very... artistic Friday night dinners. Unfortunately, I have a picture of just the last one...
Zanim będę kontynuować opis naszego ostatniego wyjazdu, po prostu muszę podzielić się z Wami tymi zdjęciami.
Arturek spędza piątkowe noce z moimi rodzicami. Zwykle odbierają go z przedszkola i Arturek wraca do nas w sobotę. I wszyscy celebrują ten swój piątkowy wieczór. Arturek wprost nie może się ich doczekać. Nie pamiętam, kiedy to się zaczęło, ale przerodziło się w małą tradycję.
Od jakiegoś czasu, mój tata przygotowuje Arturkowi bardzo... artystyczne piątkowe kolacje. Niestety, mam tylko zdjęcie ostatniej...
Monday, 12 May 2014
Paulinka is 11 months old!
Oh, it's time for another baby post. Can't believe it. Last month passed so fast that I have hardly noticed! Well, we spent half of it travelling, that's true, but still!
Anyhow, it's about my little girl, not about the busy month itself.
She is great as always. Or even better!
She started talking. No, that's not stated correctly. She could say or vocalise a few things before already, she just keeps adding new ones. Just a few. But it's sweet to observe.
She can stand on her own, not holding on to anything. She started doing that in Denmark. And since then, she's been getting so much better at it. And you can see she's practising. On purpose. Trying out for how long she can do it!
She has started walking around holding someone next to her with just one hand. She's startd that in London (funny, how I'm referring to things place-wise not time-wise ;)).
She's made her first steps all by herself. That happened already when we got back home ;)
She's been to Paris, Billund and London.
She's seen so much! Unaware of what's happening with her, I know, but still.
She's been to Disneyland and Legoland. And, apparently, she really enjoyed all the sounds in the -lands, because she slept so much when we were there.
She's such a water animal! We spent a whole da in an aquadome in Billund and we could not take her out of the pools!
She has started playing with us, not just next to us.
She's not just chewing on everything, but she's also trying things out. What they can do, which parts can be (re)moved, which can be twisted, etc.
She is not that afraid of strangers anymore. On the trip, she was smiling at people, very often right away. And she's reaching out to people.
The nights have improved soooo much! She can sleep for eight hours in a row! That's a huge step forward for us. I can still remember her waking up every hour or half an hour. Now she wakes up around midnight or 1 am and then sleeps till 7.30-8.00 (sometimes even longer!).
That's roughly all that comes to my mind.
I'll try to look for some pictures of her. I have some that I took during the trip. But I might have some problems finding any picures from before/after the trip. Sorry ;)
Och, już czas na kolejny wpis o dzieciątku. Nie wierzę. Ostatni miesiąc minął tak szybko, że ledwo to zauważyłam! No cóż, to prawda, że połowę tego miesiąca spędziliśmy w podróży, ale mimo wszystko!
Nieważne. W końcu o dziecku ma tu być mowa, a nie o szybko mijającym miesiącu.
Paulinka jest wspaniała jak zawsze. Albo nawet lepsza!
Zaczęła mówić. Nie, to nie do końca tak. Umiała już powiedzieć albo zwerbalizować kilka słów wcześniej. Teraz po prostu poszerza wachlarz swoich umiejętności. Troszeczkę. Ale fajnie się to obserwuje.
Umie stać samodzielnie, nie trzymając się niczego. Zaczęła tak robić w Danii i od tamtego czasu idzie jej to coraz lepiej. Celowo ćwiczy, co można łatwo zauważyć. Sprawdza jak długo potrafi tak stać!
Zaczęła chodzić trzymana tylko za jedną rączkę. Tę umiejętność zdobyła w Londynie (śmiesznie, że odnoszę się do poszczególnych rzeczy nie w ramach czasowych, a miejscówkowych ;)).
Postawiła pierwsze samodzielne kroki. To już miało miejsce jak wróciliśmy do domu ;)
Była w Paryżu, Billund i Londynie.
Tak dużo widziała! Zupełnie nieświadoma tego, co się z nią dzieje, ale jednak sporo widziała ;)
Była w Disneylandzie i Legolandzie. I najwidoczniej, bardzo jej się dźwięki tychże -landów podobały, bo spała tak dużo i tak dobrze, jak rzadko.
Z Paulinki jest istne stworzenie wodne. Spędziliśmy dzień na basenach w Billund i nie dało jej się wyjąć z wody!
Zaczęła się bawić z nami, a nie tylko obok nas.
Nie wszystko już sobie od razu pakuje do buzi, ale sprawdza również jak poszczególne rzeczy działają. Co się kręci, co można odkręcić, co obrócić, itp.
Już się tak bardzo nie boi obcych. Na wyjeździe uśmiechała się do osób jej nieznanych i to bardzo często od razu, gdy ich ujrzała. I wyciąga rączki do nieznajomych.
Nasze noce uległy ogromnej poprawie! Mała potrafi spać nawet 8 godzin jednym rzutem. Ogromny krok naprzód. Wciąż pamiętam te noce, gdy budziła się co 30-60 minut. A teraz budzi się między północą a pierwszą, a potem śpi do 7:30-8:00, czasem nawet dłużej.
To z grubsza wszystko, co przychodzi mi do głowy.
Postaram się znaleźć jakieś zdjęcia Paulinki. Mam takie, które robiłam podczas wyjazdu. Ale mogę mieć problem ze znalezieniem jakiś zdjęć przed-/po- wyjazdowych. Przykro mi ;)
Anyhow, it's about my little girl, not about the busy month itself.
She is great as always. Or even better!
She can stand on her own, not holding on to anything. She started doing that in Denmark. And since then, she's been getting so much better at it. And you can see she's practising. On purpose. Trying out for how long she can do it!
She has started walking around holding someone next to her with just one hand. She's startd that in London (funny, how I'm referring to things place-wise not time-wise ;)).
She's made her first steps all by herself. That happened already when we got back home ;)
She's been to Paris, Billund and London.
She's seen so much! Unaware of what's happening with her, I know, but still.
She's been to Disneyland and Legoland. And, apparently, she really enjoyed all the sounds in the -lands, because she slept so much when we were there.
She's such a water animal! We spent a whole da in an aquadome in Billund and we could not take her out of the pools!
She has started playing with us, not just next to us.
She's not just chewing on everything, but she's also trying things out. What they can do, which parts can be (re)moved, which can be twisted, etc.
She is not that afraid of strangers anymore. On the trip, she was smiling at people, very often right away. And she's reaching out to people.
The nights have improved soooo much! She can sleep for eight hours in a row! That's a huge step forward for us. I can still remember her waking up every hour or half an hour. Now she wakes up around midnight or 1 am and then sleeps till 7.30-8.00 (sometimes even longer!).
That's roughly all that comes to my mind.
I'll try to look for some pictures of her. I have some that I took during the trip. But I might have some problems finding any picures from before/after the trip. Sorry ;)
Och, już czas na kolejny wpis o dzieciątku. Nie wierzę. Ostatni miesiąc minął tak szybko, że ledwo to zauważyłam! No cóż, to prawda, że połowę tego miesiąca spędziliśmy w podróży, ale mimo wszystko!
Nieważne. W końcu o dziecku ma tu być mowa, a nie o szybko mijającym miesiącu.
Paulinka jest wspaniała jak zawsze. Albo nawet lepsza!
Umie stać samodzielnie, nie trzymając się niczego. Zaczęła tak robić w Danii i od tamtego czasu idzie jej to coraz lepiej. Celowo ćwiczy, co można łatwo zauważyć. Sprawdza jak długo potrafi tak stać!
Zaczęła chodzić trzymana tylko za jedną rączkę. Tę umiejętność zdobyła w Londynie (śmiesznie, że odnoszę się do poszczególnych rzeczy nie w ramach czasowych, a miejscówkowych ;)).
Postawiła pierwsze samodzielne kroki. To już miało miejsce jak wróciliśmy do domu ;)
Była w Paryżu, Billund i Londynie.
Tak dużo widziała! Zupełnie nieświadoma tego, co się z nią dzieje, ale jednak sporo widziała ;)
Była w Disneylandzie i Legolandzie. I najwidoczniej, bardzo jej się dźwięki tychże -landów podobały, bo spała tak dużo i tak dobrze, jak rzadko.
Z Paulinki jest istne stworzenie wodne. Spędziliśmy dzień na basenach w Billund i nie dało jej się wyjąć z wody!
Zaczęła się bawić z nami, a nie tylko obok nas.
Nie wszystko już sobie od razu pakuje do buzi, ale sprawdza również jak poszczególne rzeczy działają. Co się kręci, co można odkręcić, co obrócić, itp.
Już się tak bardzo nie boi obcych. Na wyjeździe uśmiechała się do osób jej nieznanych i to bardzo często od razu, gdy ich ujrzała. I wyciąga rączki do nieznajomych.
Nasze noce uległy ogromnej poprawie! Mała potrafi spać nawet 8 godzin jednym rzutem. Ogromny krok naprzód. Wciąż pamiętam te noce, gdy budziła się co 30-60 minut. A teraz budzi się między północą a pierwszą, a potem śpi do 7:30-8:00, czasem nawet dłużej.
To z grubsza wszystko, co przychodzi mi do głowy.
Postaram się znaleźć jakieś zdjęcia Paulinki. Mam takie, które robiłam podczas wyjazdu. Ale mogę mieć problem ze znalezieniem jakiś zdjęć przed-/po- wyjazdowych. Przykro mi ;)
Friday, 9 May 2014
Montmartre - The Mount of Martyrs
Paris welcomed us with green trees and beautifully blossoming conker-trees. We took off the bus at Porte Maillot and wanted to take a metro train to our hotel. Of course, we had to change twice, but first of all, we had to buy tickets. It was Easter Monday afternoon, so buying navigo cards was simply impossible. But with single tickets in hand, we took the first train that got to the platform. And after two stop we had to take off... The next few stations were closed due to some works till the next day (!), so we had to adjust our travel plans to the current situations and take a different route to the hotel. Luckily enough, it finally also involved two changes. Tired, but happy as well, we got to the hotel for a bit of a rest and ready to start conquering Paris over the following few days.
On Tuesday we got up quite early and decided that it would be fun (fun? ;)) to start exploring Paris from its outter parts towards the centre, meaning the Eiffel Tower and Ile de la Cite. That's how we ended up taking the dark blue line to Anvers and heading straight to the hill of Montmartre (we bought the navigo cards first, of course. But I'll get down to practical things some other time). Since Artur loves all kinds of trains and lifts and all, we obviously took the Funiculaire de Montmartre to get to the top. Plus, it was quite convenient with the pushchair.
Basilique du Sacre Coeur (or the Sacred Heart Basilica) was, obviousl, our first goal. I could not imagine going to Paris and not being to Montmartre and the Basilica itself. It's just stunning. When you see it first, mounting over Paris. You can stand on a sort of a shelf (which is a street in like two thirds of the hill) between the Basilica above you and the rest of Paris below you. And see it in all it's glory. Standing there, looking over you, so pretty, so proud. Then you keep climbing up the stairs to get to it and see its interiors. Taking pictures is not allowed though, you can download pictures from the inside of the Basilica from their webpage. Or you simply have to go there and see it for yourself, which is the best option, I have to say ;)
We took a look inside and then decided to climb to the top. Yes, we love climbing the stairs for the views! We do it every time we have a chance. We did that in Dresden, we did that in Gniezno, we could also do that in Paris, right? Right. Artur was the first eager one to climb all the stairs. And, if I remember correctly, for the first time he managed to climb to the top all by himself. And that was no twenty steps, oh no. There are about three hundred steps to climb. Some steep, some narrow. Not an easy climb, I have to say. But so worth all the effort!
From the Dome, there is a marvellous view of Paris. You can easily see he Eiffel Tower, Notre Dame, Centre Pompidou, the Arc of Triumph, La Defense... I loved it, we all loved it so much. We spent some time up on the Dome to give ourselves a bit to cherish the view. And to calm down after the climb to prepare ourselves for the way down.
After the Dome, we decided to pay a short visit, so to say, to a little park right behind the Basilica. It's a quiet place, a bit shadowed, a bit in the sun. A tiny park. A green place in the city. Where we sat on a bench and grabbed a bite to prepare ourselves for the next stage on our route for the day.
Paryż przywitał nas zielonymi drzewami i cudownie kwitnącymi kasztanowcami. Wysiedliśmy z autobusu na dworcu Porte Maillot i stamtąd chcieliśmy się udać metrem do hotelu. Oczywiście, musieliśmy się dwa razy przesiąść, ale najpierw musieliśmy się zaopatrzyć w bilety. Było popołudnie w poniedziałek wielkanocny, więc kupienie kart navigo graniczyło z cudem. Ale z pojedynczymi biletami w dłoni, złapaliśmy pierwsze metro jadące w naszym kierunku. I po dwóch stacjach musieliśmy je opuścić... Następnych kilka stacji było wyłączonych z ruchu w związku z jakimiś robotami aż do następnego dnia (!), więc musieliśmy skorygować nasze plany podróży, dostosować je do zastanej sytuacji i obrać inną trasę do hotelu. Na szczęście, koniec końców, i tak przesiadaliśmy się dwa razy. Zmęczeni, ale również szczęśliwi, dotarliśmy do hotelu na krótki odpoczynek, gotowi by zacząć podbijać Paryż przez kolejnych kilka dni.
We wtorek wstaliśmy dość wcześnie i postanowiliśmy, że fajnie będzie (fajnie? ;)) zacząć odkrywać Paryż od jego dalszych terenów, stopniowo zbliżając się do aentrum, czyli Wieży Eiffela i wyspy Ile de la Cite. I w taki oto sposób, granatową linią dojechaliśmy do stacji Anvers i udaliśmy się wprost na wzgórze Montmartre (najpierw kupiliśmy jednak karty navigo, oczywiście. Ale do praktycznych wskazówek wrócę kiedy indziej). Jako że Artur uwielbia wszelkie windy, kolejki i tym podobne, oczywiście na wzgórze wjechaliśmy Funiculaire de Montmartre, czyli czymś na kształt ni to tramwaju ni wagonika. Zwał jak zwał, było nam to o tyle wygodne, że byliśmy z wózkiem.
Basilique du Sacre Coeur (czyli Baylika Najświętszego Serca) była, oczywiście, naszym głównym celem. Nie mogłam sobie wyobrazić wizyty w Paryżu bez odwiedzenia wzgórza Montmartre i samej Bazyliki. Jest po prostu oszałamiająca. Kiedy się ją widzi, górującą nad Paryżem. Staje się na czymś w rodzaju półki, półpiętra (które, de facto, jest ulicą mniej więcej w dwóch trzecich wzgórza), z Bazyliką nad Tobą i resztą Paryża pod Tobą. I widzi się ją w całej okazałości. Stoi tam, patrzy na Ciebie z góry, pełna dumy i piękna. Później dalej wspinasz się po schodach, by dotrzeć do niej i obejrzeć jej wnętrza. Zdjęć w środku robić nie wolno, ale można je ściągnąć ze strony internetowej Bazyliki. Albo trzeba po prostu tam pojechać i samemu ją zobaczyć, co jest najlepszym wyborem, muszę powiedzieć ;)
Zajrzeliśmy do środka i później zdecydowaliśmy wspiąć się na szczyt. Tak, lubimy takie wspinaczki po schodach dla widoków! Urządzamy je sobie, gdy tylko mamy okazję. Wspinaliśmy się w Dreźnie, wspinaliśmy się w Gnieźnie, równie dobrze mogliśmy się wspinać i w Paryżu, prawda? Prawda. Arturek był pierwszym chętnym do udania się na schody. I, o ile dobrze pamiętam, po raz pierwszy całkiem sam dotarł na szczyt. I to nie było jakieś tam dwadzieścia topni, czy coś. Na szczyt prowadzi coś koło 300 stopni. Niektóre strome, niektóre wąskie. Nie jest to łatwa wspinaczka, muszę przyznać. Ale warta wysiłku!
Z wieży rozpościera się niesamowita panorama Paryża. Łatwo można dostrzec Wieżę Eiffela, Notre Dame, Centrum Pompidou, Łuk Triumfalny, La Defense... Byłam zachwycona, wszyscy byliśmy. Na wieży spędziliśmy trochę czasu, żeby ponapawać się widokami. I trochę nabrać sił przed schodzeniem z wieży.
Po wspinaczce poszliśmy do małego parku tuż za Bazyliką. Ciche miejsce, trochę zacienione, trochę słoneczne. Malutki park. Zielone płucka miasta. Gdzie usiedliśmy na ławeczce i pojedliśmy, aby zebrać siły na dalszy etap wtorkowego zwiedzania miasta.
On Tuesday we got up quite early and decided that it would be fun (fun? ;)) to start exploring Paris from its outter parts towards the centre, meaning the Eiffel Tower and Ile de la Cite. That's how we ended up taking the dark blue line to Anvers and heading straight to the hill of Montmartre (we bought the navigo cards first, of course. But I'll get down to practical things some other time). Since Artur loves all kinds of trains and lifts and all, we obviously took the Funiculaire de Montmartre to get to the top. Plus, it was quite convenient with the pushchair.
Basilique du Sacre Coeur (or the Sacred Heart Basilica) was, obviousl, our first goal. I could not imagine going to Paris and not being to Montmartre and the Basilica itself. It's just stunning. When you see it first, mounting over Paris. You can stand on a sort of a shelf (which is a street in like two thirds of the hill) between the Basilica above you and the rest of Paris below you. And see it in all it's glory. Standing there, looking over you, so pretty, so proud. Then you keep climbing up the stairs to get to it and see its interiors. Taking pictures is not allowed though, you can download pictures from the inside of the Basilica from their webpage. Or you simply have to go there and see it for yourself, which is the best option, I have to say ;)
We took a look inside and then decided to climb to the top. Yes, we love climbing the stairs for the views! We do it every time we have a chance. We did that in Dresden, we did that in Gniezno, we could also do that in Paris, right? Right. Artur was the first eager one to climb all the stairs. And, if I remember correctly, for the first time he managed to climb to the top all by himself. And that was no twenty steps, oh no. There are about three hundred steps to climb. Some steep, some narrow. Not an easy climb, I have to say. But so worth all the effort!
From the Dome, there is a marvellous view of Paris. You can easily see he Eiffel Tower, Notre Dame, Centre Pompidou, the Arc of Triumph, La Defense... I loved it, we all loved it so much. We spent some time up on the Dome to give ourselves a bit to cherish the view. And to calm down after the climb to prepare ourselves for the way down.
After the Dome, we decided to pay a short visit, so to say, to a little park right behind the Basilica. It's a quiet place, a bit shadowed, a bit in the sun. A tiny park. A green place in the city. Where we sat on a bench and grabbed a bite to prepare ourselves for the next stage on our route for the day.
Paryż przywitał nas zielonymi drzewami i cudownie kwitnącymi kasztanowcami. Wysiedliśmy z autobusu na dworcu Porte Maillot i stamtąd chcieliśmy się udać metrem do hotelu. Oczywiście, musieliśmy się dwa razy przesiąść, ale najpierw musieliśmy się zaopatrzyć w bilety. Było popołudnie w poniedziałek wielkanocny, więc kupienie kart navigo graniczyło z cudem. Ale z pojedynczymi biletami w dłoni, złapaliśmy pierwsze metro jadące w naszym kierunku. I po dwóch stacjach musieliśmy je opuścić... Następnych kilka stacji było wyłączonych z ruchu w związku z jakimiś robotami aż do następnego dnia (!), więc musieliśmy skorygować nasze plany podróży, dostosować je do zastanej sytuacji i obrać inną trasę do hotelu. Na szczęście, koniec końców, i tak przesiadaliśmy się dwa razy. Zmęczeni, ale również szczęśliwi, dotarliśmy do hotelu na krótki odpoczynek, gotowi by zacząć podbijać Paryż przez kolejnych kilka dni.
We wtorek wstaliśmy dość wcześnie i postanowiliśmy, że fajnie będzie (fajnie? ;)) zacząć odkrywać Paryż od jego dalszych terenów, stopniowo zbliżając się do aentrum, czyli Wieży Eiffela i wyspy Ile de la Cite. I w taki oto sposób, granatową linią dojechaliśmy do stacji Anvers i udaliśmy się wprost na wzgórze Montmartre (najpierw kupiliśmy jednak karty navigo, oczywiście. Ale do praktycznych wskazówek wrócę kiedy indziej). Jako że Artur uwielbia wszelkie windy, kolejki i tym podobne, oczywiście na wzgórze wjechaliśmy Funiculaire de Montmartre, czyli czymś na kształt ni to tramwaju ni wagonika. Zwał jak zwał, było nam to o tyle wygodne, że byliśmy z wózkiem.
Basilique du Sacre Coeur (czyli Baylika Najświętszego Serca) była, oczywiście, naszym głównym celem. Nie mogłam sobie wyobrazić wizyty w Paryżu bez odwiedzenia wzgórza Montmartre i samej Bazyliki. Jest po prostu oszałamiająca. Kiedy się ją widzi, górującą nad Paryżem. Staje się na czymś w rodzaju półki, półpiętra (które, de facto, jest ulicą mniej więcej w dwóch trzecich wzgórza), z Bazyliką nad Tobą i resztą Paryża pod Tobą. I widzi się ją w całej okazałości. Stoi tam, patrzy na Ciebie z góry, pełna dumy i piękna. Później dalej wspinasz się po schodach, by dotrzeć do niej i obejrzeć jej wnętrza. Zdjęć w środku robić nie wolno, ale można je ściągnąć ze strony internetowej Bazyliki. Albo trzeba po prostu tam pojechać i samemu ją zobaczyć, co jest najlepszym wyborem, muszę powiedzieć ;)
Zajrzeliśmy do środka i później zdecydowaliśmy wspiąć się na szczyt. Tak, lubimy takie wspinaczki po schodach dla widoków! Urządzamy je sobie, gdy tylko mamy okazję. Wspinaliśmy się w Dreźnie, wspinaliśmy się w Gnieźnie, równie dobrze mogliśmy się wspinać i w Paryżu, prawda? Prawda. Arturek był pierwszym chętnym do udania się na schody. I, o ile dobrze pamiętam, po raz pierwszy całkiem sam dotarł na szczyt. I to nie było jakieś tam dwadzieścia topni, czy coś. Na szczyt prowadzi coś koło 300 stopni. Niektóre strome, niektóre wąskie. Nie jest to łatwa wspinaczka, muszę przyznać. Ale warta wysiłku!
Z wieży rozpościera się niesamowita panorama Paryża. Łatwo można dostrzec Wieżę Eiffela, Notre Dame, Centrum Pompidou, Łuk Triumfalny, La Defense... Byłam zachwycona, wszyscy byliśmy. Na wieży spędziliśmy trochę czasu, żeby ponapawać się widokami. I trochę nabrać sił przed schodzeniem z wieży.
Po wspinaczce poszliśmy do małego parku tuż za Bazyliką. Ciche miejsce, trochę zacienione, trochę słoneczne. Malutki park. Zielone płucka miasta. Gdzie usiedliśmy na ławeczce i pojedliśmy, aby zebrać siły na dalszy etap wtorkowego zwiedzania miasta.
"The shelf" / wspomniana półka/półpiętro
On the way up to the dome / W drodze na szczyt
A building reminding me of a ferry / Budynek przypominający mi prom
Behind the tower on the right, you can see the park we went to / Za wieżą po prawej stronie widać parczek, do którego poszliśmy
Subscribe to:
Posts (Atom)