Friday 10 October 2014

The City of Copernicus

It's just a few days left, till we board a plane again this year. It feels like yesterday that Artur got back from Rome, yet it's been almost two weeks. Time flies.

There's been a lot going on over the last two-three weeks. As I've mentioned, Arturek got back from Rome, where he undoubtedly had a lot of fun with my parents. Paulinka is (or, hopefully, was) teething again. And, again, painfully. I can't believe it that a child can be teething so painfully. With Artur we had no idea when new white dots called teeth were starting to shine in his little mouth. With Paulinka, we know every single time. Luckily, a child has only twenty teeth. And we have 4-6 left (can't tell exactly, cause I'm still not sure if the two that were on their way, are already out).

Anyway, everything seems to be getting back to normal. So I should also be getting back on the right track and to writing as well. I know, I know, you've missed me ;)

As you can remember (or if you don't, check out here), on the last weekend of August, we have decided to take advantage of the free of charge highway and go to see Torun. That was such a great decision and we had so much fun that day. I don't even know where to start, so much was going on! Although it was a rather short day, come to think of it.

The ride took us about two hours. The best thing is that the highway is right next to the "city gates". We drove in right to the city centre (with some detours due to road works), parked our car and were ready to explore the city.

We had a few things planned for that day in advance. Apart from that, we were just wandering around, seizing the opportunities wherever we could.

We got to the old town and headed straight to Copernicus' monument. You simply can't visit Torun and not see Copernicu, can you? No, you can't! We told Artur who Copernicus was and all and... we could cross that off the list. But since the monument is right next to the town hall and since the town hall has a tower... Yes, you can guess the rest. We bought the tickets (our kids got in for free) and climbed the stairs. Looots of steep stairs. But it was worth it, as usually. The views were stunning. Have I already mentioned that we love viewpoints like that? ;)

We also went to see the little statue of a dog named Filus. It's said that if you touch the dog's tail (see the last picture and the difference in colour of the tail and the rest of the dog), you'll be lucky while in Torun. Arturek, when he was touching the dog's tail, said "I'm touching the tail and touching, and I can't feel that luck" ;) So maybe it doesn't work after all? ;) And the dog was a character of a short comic series published in one of Polish papers, Przekroj, for years.


Torun's old town is on Unesco's World Heritage List since 1997 (proof on one of the pictures below) ;)

Next time I will write about another thing that Torun is famous for. Any guesses? ;)


Zostało już tylko kilka dni, zanim znów nie wsiądziemy na pokład samolotu. Wydaje się, jakby wczoraj Arturek wrócił z Rzymu, a to już minęły prawie dwa tygodnie. Czas leci. 

Dużo się działo przez ostatnie dwa-trzy tygodnie. Jak już wspomniałam, Arturek wrócił z Rzymu, gdzie bez wątpienia niesamowicie się bawił z moimi rodzicami. Paulinka znów ząbkuje (albo, mam nadzieję, ząbkowała). I, znów, boleśnie. Nie chce mi się wierzyć, że dziecko może tak boleśnie ząbkować. Z Arturem nawet nie wiedzieliśmy, kiedy małe białe punkciki zwane zębami zaczynały świecić w jego małej buzince. Z Paulinką, wiemy za każdym razem. Na całe szczęście, dzieci mają tylko dwadzieścia zębów. A to oznacza, że zostało nam jakieś 4-6 (nie jestem w stanie powiedzieć dokładnie, bo nie wiem, czy te dwa, które jeszcze niedawno były w drodze, już ujrzały światło dzienne czy jeszcze nie). 

W każdym razie, wszystko zdaje się wracać do normy. Więc i ja powinnam wrócić na właściwe tory i do pisania również. Tak, wiem, wiem, stęskniliście się za mną ;)

Jak zapewne pamiętacie (a jeśli nie pamiętacie, to możecie zajrzeć tutaj), w ostatni weekend sierpnia zdecydowaliśmy się skorzystać z bezpłatnej autostrady i zobaczyć Toruń. To była świetna decyzja i naprawdę dobrze się bawiliśmy. Nawet nie wiem, od czego zacząć, tak dużo się tego dnia działo. Choć był to raczej krótki dzień, jakby się tak nad tym zastanowić. 
 
Droga zajęła nam mniej więcej dwie godziny. Fajne jest to, że autostrada prowadzi do samych "bram miasta". Wjechaliśmy prosto do centrum (z niewielkimi objazdami z powodu robót drogowych), zaparkowaliśmy i byliśmy gotowi na podbój miasta.

Z wyprzedzeniem zaplanowaliśmy sobie kilka rzeczy. Poza tym, po prostu szwendaliśmy się po mieście, korzystając z atrakcji, które akurat wpadły nam w oko.

W pierwszej kolejności dotarliśmy na starówkę i udaliśmy się wprost pod pomnik Kopernika. Po prostu nie można odwiedzić Torunia i nie zobaczyć Kopernika, prawda? Nie, nie można. Opowiedzieliśmy Arturowi o Koperniku i... ten punkt mogliśmy wykreślić z listy rzeczy do zobaczenia w Toruniu. Za to pomnik stoi zaraz obok ratusza, a że ratusz ma wieżę... Tak, resztę możecie sami zgadnąć. Kupiliśmy bilety (dzieci wchodziły za darmo) i zaczęliśmy się wspinać po schodach. To było dużo bardzo stromych schodów. Ale warto było, jak to zwykle bywa. Widoki były przepiękne! Wspominałam już może, że bardzo lubimy tego typu punkty widokowe? ;) 

Poszliśmy również obejrzeć pomnik psa Filusia. Mówi się, że dotykanie jego ogona (widzicie różnicę w kolorze między ogonem a resztą psa na ostatnim zdjęciu?), przynosi szczęście póki się jest w Toruniu. Arturek, kiedy dotykał ogona, powiedział "No dotykam tego ogona i dotykam, a szczęścia nie czuję" ;) Więc może jednak nie działa? ;) A pies był bohaterem serii rysunkowej publikowanej przez lata na łamach Przekroju.

Od 1997 roku starówka toruńska jest wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Unesco (dowód na jednym ze zdjęć poniżej ;)).

Następnym razem skupię się na innej rzeczy, z której słynie Toruń. Jakieś typy? ;)

No comments:

Post a Comment