Thursday, 26 June 2014

The remaining two arches

The last things left to see for that second day were the remaining arches (we saw the Grande Arche de la Defense the previous day) and Champs Elysees.

When I met my husband, he used to sing this song a lot (!):

Aux Champs-Elysées, aux Champs-Elysées
Au soleil, sous la pluie, à midi ou à minuit
Il y a tout ce que vous voulez aux Champs-Elysées


I didn't enjoy it that much back then (sorry, hun, you have to find out about it this way), but then I thought I have to see these Champs Elysees for myself. Still, the arches were more important to me.

All three arches are aligned in an ascending order (when looking from Louvre). The smallest one, Arc de Triomphe du Carrousel,  is situated right next to Louvre's pyramids. It's modelled on Roman archs and the horses (chariot) on top of it used to be the original Venice ones (they were stolen by Napoleon from St. Mark's Place in Venice and then returned after Napoleon's fall in 1815). It's most likely the least known of the three arches.

From Arc de Triomphe du Carrousel you can see a huge obelisk and Arc de Triomphe (the most famous one). You can't see Grande Arche, though. When you stand a bit to the side from it, you can see the Eiffel Tower as well.

The walk from Arc de Triomphe du Carrousel to Arc de Triomphe takes us through Jardin des Tuileries (beautiful gardens that I mentioned in my previous post) up to Place de la Concorde. This square is famous for being the place where French King Louis XVI, Marie Antoinette and many others were guillotined. The Egyptian obelisk in the middle of it is a gift brought to Paris from the Temple of Luxor in 1829 (it took four years to get it to Paris).

Then you enter Champs Elysees. THE Champs Elysees that I've been waiting to see. After all, that must be something amazing if people are singing about it. You would think... For me, that's a super crowded street with nothing to offer but luxury (mostly, but not only) shops. Personally, I liked the walk down (or up, I can never tell) Boulevard de Clichy so much more. And not only because of lesser crowds. I know the character of the two streets is so much different, I get that. But it was simply so much more pleasant. And the expectations... I know they can ruin all the experience and, most likely, they had a lot to do with my perception of Champs Elysees. Well, the image of Champs Elysees that I created in my mind definitely crushed into pieces when faced with reality. Nevertheless, we made it all the way through the street and got to Arc de Triomphe.

And that was all I expected it to be. Or rather half of what I expected it to be, as the other half was covered with some construction thingies. Half of the top of arch was being renovated or reconstructed or something.

The busy roundabout. Those sculptures on it. The passage to it. Everything. Just as I imagined it would be.

We knew straight away that we'd want to climb to the top to experience the view. We bought the tickets, got out of the tunnel leading to the arch and... instead of waiting in the (not so long) line to the staircase, we were directed straight to the lift (we had a pushchair with us, so that was most likely the reason for it). When we got up, we had to leave the pushchair and then climb the remaining 10-15 steps (can't remember exactly) and then...

The view was... amazing. What a shock, I love viewpoints! ;) But that's true, I have a thing for them. I can hardly ever say "no" to a viewpoint. Hence we climb up all the additional stairs, all the towers, the lighthouses, the domes, the hills, the mountains or whatever else we can or get a chance to climb. Anyway, seeing all those streets below us and feeling like in the centre of everything, in the centre of life, in the centre of action. Amazing.

Of course we could only experience half the view due to that renovation or reconstruction I mentioned before. But I got a chance to see the Eiffel Tower, the Louvre, Sacre Coeur, Notre Dame... We "only" missed Grande Arche and La Defense, but you can see that from the foot of the arch, too!


Ostatnimi rzeczami, które mieliśmy obejrzeć tego drugiego dnia zwiedzania, były pozostałe łuki (Wielki Łuk Braterstwa, czyli Grande Arche widzieliśmy już poprzedniego dnia) i Champs Elysees, czyli Pola Elizejskie. 

Kiedy poznałam mojego męża, bardzo często (!) śpiewał tę piosenkę:

Aux Champs-Elysées, aux Champs-Elysées
Au soleil, sous la pluie, à midi ou à minuit
Il y a tout ce que vous voulez aux Champs-Elysées

W gruncie rzeczy, nigdy nie przypadła mi ona specjalnie do gustu (przykro mi, kochanie, że w ten sposób się o tym dowiadujesz), ale myślałam sobie, że chciałabym te słynne Pola Elizejskie zobaczyć na własne oczy. Ale łuki były ważniejsze.  

Paryskie łuki triumfalne są ustawione w jednej linii w kolejności rosnącej (patrząc od strony Luwru). Najmniejszy z nich, Arc de Triomphe du Carrousel, mieści się tuż przy piramidach Luwru. Był on wzorowany na rzymskich łukach, a konie (rydwan) znajdujące się na szczycie początkowo były oryginalne weneckie (Napoleon ukradł je z Placu Św. Marka w Wenecji, ale po jego upadku w 1815 roku zostały one zwrócone). Najprawdopodobniej jest to najmniej znany z trzech łuków.

Stojąc przy Arc de Triomphe du Carrousel, możemy podziwiać ogromny obelisk i Łuk Triumfalny (ten najbardziej znany). Wielkiego Łuku, niestety, nie widać. Kiedy stanie się trochę z boku, widać również Wieżę Eiffela.  

Idąc spacerem z Arc du Carrousel w stronę Łuku Triumfalnego, przechodzimy przez Jardin des Tuileries (piękne ogrody, o których wspomniałam w poprzednim wpisie) aż do Placu Zgody. To właśnie na tym placu francuski król Ludwik XVI, Maria Antonina i wielu innych stracili głowy na gilotynach. Egipski obelisk stojący pośrodku placu jest darem przywiezionym do Paryża ze świątyni w Luksorze w 1829 roku (dowiezienie go do Paryża zajęło cztery lata).   

Następnie wchodzimy na Pola Elizejskie. TE Pola Elizejskie, na które tak czekałam, żeby je zobaczyć. W końcu muszą być super, skoro śpiewa się o nich piosenki. Niedoczekanie... Dla mnie, po prostu bardzo zatłoczona ulica z mnóstwem mniej lub bardziej ekskluzywnych sklepów. Osobiście, dużo bardziej podobał mi się spacer w dół (lub w górę, nigdy tego nie wiem) Boulevard de Clichy. I to nie tylko z powodu dużo mniejszych tłumów. Tak, wiem, że obie te ulice mają zupełnie różny charakter i rozumiem to. Ale na Clichy było dużo przyjemniej. No i oczekiwania... Wiem, że oczekiwania są w stanie zepsuć najlepsze nawet doświadczenia i, najpewniej, zrobiły swoje jeśli chodzi o mój odbiór Pól Elizejskich. Cóż, obraz, który miałam w głowie, rozbił się na milion kawałeczku po zderzeniu z rzeczywistością. Mimo to, udało nam się dotrzeć do Łuku Triumfalnego.  

Łuk spełnił moje oczekiwania w 100%. Lub raczej w 50%, bo jego połowa była zakryta jakimiś płachtami budowlanymi czy czymś takim. Połowa góry łuku była poddawana rekonstrukcji czy renowacji czy jeszcze czemuś innemu. 

To zatłoczone rondo. Te rzeźby na łuku. To dojście do łuku. Wszystko. Tak jak to sobie wyobrażałam. 

Z góry wiedzieliśmy, że będziemy chcieli wspiąć się na szczyt, żeby podziwiać widoki. Kupiliśmy więc bilety, wyszliśmy z tunelu prowadzącego do łuku i... zamiast ustawić się w kolejce (znowuż nie tak długiej) do klatki schodowej, zostaliśmy zaprowadzeni wprost do windy (mieliśmy ze sobą wózek, więc to pewnie dlatego). Kiedy wjechaliśmy na górę, musieliśmy zostawić wózek i pozostałe 10-15 stopni (nie pamiętam, ile dokładnie) wejść już sami, a potem... 

Widok był... cudowny. Co za szok, że uwielbiam punkty widokowe! ;) Ale to prawda, mam do nich słabość. Ciężko mi przejść obojętnie obok punktu widokowego. I tak oto wskrabujemy się na różne dodatkowe schody, wieże, latarnie morskie, kopuły, wzgórza, góry lub w inne miejsca, na które możemy. W każdym razie, ten widok tych uliczek pod nami i to uczucie, że jest się w centrum wszystkiego, w centrum życia, w centrum akcji. Cudowne.  

Oczywiście mogliśmy podziwiać tylko połowę widoku z powodu tych całych wcześniej wspomnianych prac renowacyjnych. Ale udało nam się zobaczyć Wieżę Eiffela, Luwr, Sacre Coeur, Notre Dame... Nie mogliśmy zobaczyć "jedynie" Wielkiego Łuku i La Defense, ale te rzeczy widać również z podnóża łuku!

Arc de Triomphe du Carrousel
The obelisk on Place de la Concorde and Arc de Triomphe in the back (part of Grande Arche can also be seen through Arc de Triomphe) / Obelisk na Placu Zgody i Łuk Triumfalny w tle (część Wielkiego Łuku Braterstwa jest również widoczna przez Łuk Triumfalny)
Arc de Triomphe / Łuk Triumfalny
Grande Arche as seen from "the foot of" Arc de Triomphe / Grande Arche widziany "z podnóża" Łuku Triumfalnego
Paris as seen from Arc de Triomphe / Paryż widziany z Łuku Triumfalnego
The covered part under reconstruction or renovation / Część zakryta z powodu rekonstrukcji lub renowacji

Tuesday, 17 June 2014

A walk along the Seine River

Once we saw Centre Pompidou and the fountains right next to it, we thought there was nothing else to do over there. So we decided it's time to get going. Where to?

Well, we're in Paris. And we haven't been by the Seine River yet. "So maybe we should finally go see it?" That was the general idea for the start. We walked to Hotel de Ville (meaning the City Hall) and then continued along the Seine River up to the Louvre Museum main entrance. Honestly, I had no idea it was going to be such a long walk! Luckily, Paulinka was asleep and we were in no hurry. At least up to a point when we decided it was high time to eat something.

We saw Parisian bridges, too. With the most famous Pont des Arts (I think it's the most famous one. At least most famous for me). At least it was the most "locked" of them all. And Arturek, like on Montmartre, was trying to unlock the locks ;) Again, he did not succeed. Each of bridges was different from the other ones. All worth seeing (in their way). And we were preparing ourselves to look at them from below ;)

Picnic in Jardin des Tuileries (Tuileries Gardens)? Sure. Always happy to do that. Plus the weather was awesome. It was cloudy and dark at times, but a few seconds later it was hot and bright and sunny again! Such a fast changing weather.

We chilled and chilled and sunbathed. Paulinka was walking around and Arturek was running around a fountain and we were all having such a great time!

Jak już obejrzeliśmy Centrum Pompidou i okoliczne fontanny, stwierdziliśmy że nic tam dłużej po nas. Postanowiliśmy, że czas ruszać w drogę. Dokąd?

Cóż, jesteśmy w Paryżu. I jeszcze nie byliśmy nad Sekwaną. "Więc może nadszedł czas, by ją w końcu zobaczyć?" To była taka ogólna myśl, dobra na początek. Poszliśmy w stronę Hotel de Ville (czyli ratusza), a potem wzdłuż Sekwany aż do wejścia głównego do Luwru. Szczerze, nie przypuszczałam, że będzie to tak długi spacer! Na całe szczęście Paulinka smacznie spała i nigdzie nam się nie spieszyło. No, przynajmniej do momentu, gdy stwierdziliśmy, że czas najwyższy coś zjeść.  

Udało nam się również zobaczyć słynne paryskie mosty, z najsłynniejszym Pont des Arts (przynajmniej wydaje mi się, że jest on najsłynniejszy. Przynajmniej jest najsłynniejszy dla mnie). Przynajmniej jest on najbardziej "zakłódkowany". I Arturek, podobnie jak na Montmartrze, próbował otworzyć kłódki. Jednak ponownie mu się to nie udało. Każdy most jest inny od pozostałych i wszystkie warte są zobaczenia (na swój własny sposób). A my przygotowywaliśmy się na oglądanie ich od dołu ;)

Piknik w Jardin des Tuileries (Ogrodach Tuileries)? Pewnie. Zawsze chętnie. Do tego pogoda byłą niesamowita. W jednej chwili było ciemno i pochmurno, by za chwilę znów zrobiło się gorąco, jasno i słonecznie! Taką oto mieliśmy zmienną pogodę.

Relaksowaliśmy się i relaksowaliśmy i opalaliśmy. Paulinka chodziła, a Arturek biegał wokół fontanny i wszyscy wyśmienicie się bawiliśmy!  

Hotel de Ville
Conciergerie
 Musee du Louvre

 Jardin des Tuileries (Arturek, Paulinka and Krzysiek are near the monument / Arturek, Paulinka i Krzysiek są obok posągu)
 And off we go (or run) / I idziemy dalej (lub biegniemy)

Monday, 16 June 2014

It's colourful and it's moving!

Curious what we decided to do/see after the "planned route" thingy? No, we did not discover an absolutely new place that nobody has seen before us, in case you were wondering. But being in the city centre, we decided to see a building that definitely stands out from its surroundings. Already know what that was? Yes, Centre Georges Pompidou. We didn't want to get inside as art galleries are so not for us. All we were curious about was what that building that can be easily seen from Sacre Coeur and that stands out from Paris' landscape looks like.

We started walking towards Les Halles and found a nice, shadowed playground right next to it. Of course, we had to stop there. We've learned that playgrounds are places both for kids and for adults. We (adults) could sit down and chill ut and them (kids) could have some fun and get tired (in a good sense) a bit. A win-win situation. One of us had to walk around with Paulinka, that's true, but we were changing, so both of us had a chance to just sit down and think about nothing for a minute or two.

Having spent almost an hour on the playground, we were all ready to go and explore Paris. To see Centre Pompidou for ourselves. So we left the playground turned left all happy, cause it's so close and... got lost. Ok, we didn't get lost, but we couldn't take the shortest way either. Some streets were closed cause they were building or rebuilding something, I don't know. But, apparently, that's something huge and something that's been going on for a while now and will definitely continue for a few years. Anyhow, making more turns than we anticipated and taking a different route than we expected, we finally made it. We got to Centre Pompidou. The queues were... endless. Honestly! We were so relieved we didn't want to get inside in the first place. I know these queues had to have an end to them, but we couldn't see that. Just a loooong, loooong line of people. As if someone was giving out money for free ;)

Seeing the outter parts of the building was definitely enough for us. It was colourful, it was definitely different than any other building we've seen so far, but I'm glad we were not travelling for hours to get there, just to see it. Cause then I would have been disappointed (after all I've read about this building). We walked around the building and went to sit by the fountain right next to Centre Pompidou.

And that was much better ;) It was colourful, it was full of movement, it was quiet. It was great. A place where we sat down to drink coffee and recharge our inner batteries in anticipation of a long walk that was still ahead of us that day (we were still not aware of the distance though, but must have felt it in the bones. We had no idea that we'd manage to squeeze in so many things for that second day and see so much!).

Ciekawi, co postanowiliśmy robić/obejrzeć po zakończeniu "części dobrze zaplanowanej"? Nie, nie odkryliśmy całkiem nowego miejsca, w którym nikt jeszcze nie postawił stopy przed nami, gdybyście się zastanawiali. Ale skoro już byliśmy w centrum miasta, postanowiliśmy zobaczyć budynek, który wyróżnia się ze swojego otoczenia. Już wiecie, co to było? Tak, Centrum Georges Pompidou. Nie chcieliśmy wchodzić do środka, bo wystawy sztuki to miejsca zdecydowanie nie dla nas. Tym, co nas przyciągnęło do Centrum Pompidou był sam wygląd budynku tak dobrze widocznego z Sacre Coeur i tak wyróżniającego się na tle krajobrazu Paryża.  

Poszliśmy w stronę Forum Les Halles i znaleźliśmy fajniutki, zacieniony plac zabaw tuż obok forum. Oczywiście musieliśmy się tam zatrzymać. Nauczyliśmy się już, że place zabaw to miejsca zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci. My (dorośli) możemy sobie na chwilkę usiąść i się zrelaksować, podczas gdy oni (dzieci) mogą się wybawić i trochę zmęczyć (w dobrym tego słowa znaczeniu). Idealna sytuacja wygrana-wygrana. Jedno z nas musiało chodzić z Paulinką, to fakt, ale zmienialiśmy się, więc oboje mieliśmy okazję, żeby usiąść na minutkę lub dwie i o niczym nie myśleć.

Po spędzeniu prawie godziny na plac zabaw, byliśmy gotowi na dalsze odkrywanie uroków Paryża. Na to, by na własne oczy zobaczyć Centrum Pompidou. Więc wyszliśmy z placu zabaw, skręciliśmy w lewo cali zadowoleni, że to tak blisko i... zgubiliśmy się. No dobra, nie zgubiliśmy się, ale nie mogliśmy też pójść najkrótszą drogą. Niektóre ulice były pozamykane, bo coś budowali czy przebudowywali, nie wiem. W każdym razie, to jakaś grubsza sprawa, która trwa już od jakiegoś czasu i jeszcze trochę im zajmie. Po pokonaniu kilku więcej zakrętów niż przewidywaliśmy i obraniu innej drogi niż ta, którą planowaliśmy, w końcu dotarliśmy do celu. Do Centrum Georges Pompidou. Kolejki... nie miały końca. Serio! Ulżyło nam, że z góry wiedzieliśmy, że nie będziemy wchodzić do środka. Wiem, że te kolejki musiały gdzieś mieć jakiś swój koniec, ale naprawdę nie było go widać. Tylko dłuuuugi, dłuuugaśny sznur ludzi. Jakby ktoś za darmo rozdawał pieniądze ;)

Podziwianie uroków zewnętrznych części budynku w zupełności nam wystarczyło. Był kolorowy i zdecydowanie inny od jakiegokolwiek innego budynku, który w życiu widzieliśmy. Ale cieszę się, że nie spędziliśmy całych godzin w różnych środkach transportu próbując tu dotrzeć po to tylko, żeby go zobaczyć. Bo wtedy byłabym zawiedziona (po tym wszystkim, co wyczytałam na temat tego budynku). Obeszliśmy budynek dookoła i poszliśmy usiąść koło fontanny znajdującej się zaraz obok Centrum Pompidou.

I to było zdecydowanie lepsze ;) Fontanna była kolorowa i pełna ruchu, a jednocześnie taka wyciszona. Wspaniała. To tam usiedliśmy, by nacieszyć się filiżanką kawy i podładować baterie, jakby czując, jak długi spacer nas jeszcze czeka tego dnia (na tamtym etapie wciąż jeszcze nie wiedzieliśmy tego, ale chyba czuliśmy gdzieś głęboko w kościach. Nie mieliśmy pojęcia, że tego jednego dnia uda nam się zobaczyć tak dużo!).