When we left Notre Dame, we went to grab something to eat. It was still raining, as I've already mentioned, so we knew we'd like to sit in a kind of bar or reastaurant. And we also knew we wanted to be somewhere off the main tourist routes, somewhere off the main streets, somewhere off the island, too. We went south, into the narrow streets in front of us. Streets that took us to Hippopotamus and I recommend it so much! The food there was delicious, they had a special kids menu (never before have I seen Artur eat so fast! Presentation plus taste - same trick my father does when he prepares him Friday night dinners) and some colouring/quiz books for kids. They even made us room for the buggy, cause Paulinka slept through our lunch. We dined with them once more the next day, but that was at 4 Temps at La Defense. However that place was way more crowded and we had to wait for a table for like half an hour or so. But we already knew it was worth await (all the places at 4 Temps were overcrowded). Otherwise we most likely would have give up.
Where was I before the food-related digression? Oh, right. Ile de la Cite. After lunch we got back to the island. This time we headed straight to its western end. We wanted to see two places: Ste Chapelle and Conciergerie.
We went to Ste Chapelle first. As with Arc de Triomphe we couldn't see all of it due to some conservation or renovation works. But what we could see... Wow yet again! When I saw the Notre Dame stained glass windows, I thought that at least for a long time I wouldn't be able to see anything better, prettier, maybe even bigger. But that "long time" ended already the same day! Stained glass windows in Ste Chapelle are from (or almost from) the floor to the ceiling. And the ceiling was high above our heads. Honestly, the building (upper floor) looked as if it had no walls, just those windows bursting with colours! Ste Chapelle is small, tiny even. But we couldn't take our eyes off the windows, so we spent more time there than I at first thought we would. If you're going with a buggy, you'll have to leave it on the ground floor and take your baby upstairs. And most of the beauty of this place actually is upstairs.
Since Ste Chapelle is right next to the Palace of Justice, get ready for a thorough security check before you enter the place. Since it takes some time to check each and every single person, we had to wait in line, too. The ticket office is right next to the entrance to Ste Chapelle, so already after the security check. You can get the tickets both to Ste Chapelle and Conciergerie there or to just one of the places (combined is cheaper, though).
Conciergerie is a totally different world. Cold, stark. It used to be a prison and you can totally feel it. But let's start from the beginning. First you enter a huge room, a hall, all empty. It feels like a basement. Both Artur and Paulinka did enjoy the large space they could run around. I loved the light in the hall and the spiral staircase. Although at first it seems like Conciergerie is just that (what a disappointment, right?), don't worry, cause it's not. But don't get ready for an hour or two worth sightseeing either. You can see some cells, like Marie Antoinette's cell, you can see the chapel, a dining hall (or was it something else?). Well, there is a few places to see. There is also a tiny room with a list of names of all the people who were killed (gillotined) during the revolution.
On the tower outside the Conciergerie, there is also a little "piece of Poland", so to say. Something to commemorate the bond between France Poland and Lithuania in the person of Henri III. On the clock tower (that was the first public clock in Paris) there are the emblems of the three countries.
Above the clock is the inscription: “Qui dedit ante duas triplicem dabit ille coronam”. Translation “He who has already given two crowns will be given a third crown”. This refers to King Henri III, who was simultaneously king of Poland and France. The clock is gold ornamented, very pretty. And you don't have to buy any tickets to see it ;)
Since that's it for describing the Parisian main island, I would like to add one good reason for visiting the neighbouring island as well. It was raining when we went to Ile St Louis. But we were determined to go there with one particular goal in mind. We were going, almost running down the narrow streets that felt to me like Italian ones or the ones in Rothenburg ob der Tauber in search for Berthillon ice cream. They are easy to buy in a few places on the islands, but there's no sense overpaying. Better come to Berthillon on Ile St Louis, which is a cosy, cute place, where you can pay less for the same delicious ice cream. And by delicious, I mean DELICIOUS! There was no queue (or hardly any) when we got there (but I blame it on the rain). The flavours are to die for. If you're anywhere in the neighbourhood, don't think twice, don't hesitate, just make sure to visit Berthillon and try their delicious ice cream! Yum!
Cóż więcej można zobaczyć na Ile de la Cite oprócz Notre Dame? Oj, może i jest to mała wyspa, ale zdecydowanie jest tam kilka rzeczy wartych zobaczenia.
Kiedy wyszliśmy z Notre Dame, udaliśmy się w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Jak już wspominałam, wciąż padało, więc wiedzieliśmy, że szukamy jakiejś restauracyjki czy baru, żeby móc w spokoju usiąść i zjeść. No i wiedzieliśmy również, że szukamy miejsca z dala od głównych tras przemarszu turystów, z dala od głównych ulic, jak i również z dala od wyspy. Udaliśmy się na południe, wkraczając w rozpościerające się przed nami wąskie uliczki. Uliczki, które zabrały nas wprost do Hippopotamusa, którego z całego serca polecam! Jedzenie było przepyszne, mają również menu dziecięce (nigdy wcześniej nie widziałam, żeby Artur tak szybko pałaszował obiad! Wygląd plus smak - tę samą sztuczkę wykorzystuje mój tata przygotowując Arturkowi piątkowe kolacje) i jakieś zestawy kolorowanek/zagadek dla dzieci. Nawet specjalnie dla nas zrobili miejsce dla wózka, bo Paulinka przespała cały obiad. Stołowaliśmy się u nich raz jeszcze kolejnego dnia, ale tym razem w 4 Temps w La Defense. Ale 4 Temps było dużo bardziej zatłoczone i musieliśmy czekać na wolny stolik dobre pół godziny albo i dłużej. Ale już wiedzieliśmy, że czekać warto (wszystkie miejsca w 4 Temps były zatłoczone). W innym przypadku pewnie dalibyśmy za wygraną.
Gdzie to ja byłam przed jedzeniową dygresją? A, tak. Ile de la Cite. Po obiadku wróciliśmy na wyspę. Tym razem na jej zachodni kraniec. Chcieliśmy zobaczyć dwa miejsca: Ste Chapelle i Conciergerie.
Najpierw udaliśmy się do Ste Chapelle. Podobnie jak w przypadku Arc de Triomphe, nie mogliśmy podziwiać kaplicy w pełnej krasie z powodu prac konserwatorskich czy podobnych. Ale to co udało nam się zobaczyć... Wow po raz kolejny! Kiedy oglądałam witraże Notre Dame myślałam sobie, że przynajmniej przez dłuższy czas nie zobaczę niczego lepszego, ładniejszego, może nawet większego. Ale ten "dłuższy czas" minął już tego samego dnia! Witraże Ste Chapelle ciągną się od podłogi (lub prawie od podłogi) aż do sufitu. A sufit znajduje się wysoko nad głowami. Szczerze mówiąc, budynek (a raczej jego pierwsze piętro) wyglądało, jakby nie miało ścian, a jedynie te pełne kolorów okna! Ste Chapelle jest mała, nawet tyciutka. Ale nie mogliśmy oderwać wzroku od okien, co sprawiło, że spędziliśmy w środku więcej czasu niż początkowo przypuszczałam. Jeśli wybieracie się tam z wózkiem dziecięcym, będziecie musieli zostawić wózek na parterze i na piętro wejść z dzieckiem na rękach. A całe (bądź prawie całe) piękno tego miejsca podziwiać można właśnie na piętrze.
Jako że Ste Chapelle znajduje się tuż obok Pałacu Sprawiedliwości, przygotujcie się na dokładną kontrolę przed wejściem. Zajmuje ona trochę czasu, więc trzeba się uzbroić w cierpliwość i odstać chwilę w ogonku. Kasa biletowa znajduje się tuż przy wejściu do Ste Chapelle, więc już po przejściu kontroli. Można w niej kupić bilety zarówno do Ste Chapelle i Conciergerie lub do każdego z tych miejsc osobno (bilet łączony jest jednak tańszy).
Conciergerie to zupełnie inny świat. Zimny, surowy. Kiedyś było to więzienie i to czuć. Ale zacznijmy od początku. Najpierw wchodzi się do ogromnego pomieszczenia, zupełnie pustego. Wygląda to trochę jak piwnica. Zarówno Artur jak i Paulinka bardzo ucieszyli się z ogromnej przestrzeni, po której mogli pobiegać. Mi najbardziej przypadło do gustu oświetlenie tego miejsca i kręcone schody. Choć w pierwszej chwili może się wydawać, że Conciergerie to tylko ta sala (cóż za rozczarowanie, prawda?), nie ma się co martwić, bo nie jest to prawda. Ale na godzinne czy dwugodzinne zwiedzanie też nie ma się co nastawiać. Można jednak obejrzeć cele więzienne, jak na przykład celę Marii Antoniny, kaplicę, jadalnię (a może było to coś innego?). No, jest kilka miejsc, które można zobaczyć. Jest tam również niewielkie pomieszczenie z listą ludzi zabitych (straconych na gilotynie) podczas rewolucji.
Na zewnętrznej wieży Conciergerie znajduje się "mała cząstka Polski", można tak to ująć. Coś, co upamiętnia zacieśnienie więzi pomiędzy Francją, Polską i Litwą w osobie Henri III (naszego Henryka Walezego). Na wieży zegarowej (był to pierwszy publiczny zegar w Paryżu) znajdują się bowiem herby tych trzech państw. Nad zegarem znajduje się napis: “Qui dedit ante duas triplicem dabit ille coronam”,który odnosi się to do króla Henryka III, który jednocześnie władał Francją i Polską. Zegar ma złote zdobienia, jest bardzo ładny. A dodatkowo nie trzeba płacić, aby móc go podziwiać ;)
I na tym koniec opowieści o paryskich wyspie. Pozwolę sobie jednak podać dobry powód do odwiedzenia sąsiadującej z nią Ile St Louis. Padało, gdy wybraliśmy się na Ile St Louis. Ale byliśmy zdeterminowani, aby dotrzeć do jednego konkretnego miejsca. Szliśmy, prawie biegliśmy wąskimi uliczkami, które przypominają bardziej włoskie uliczki lub te z Rothenburga ob der Tauber, aby dotrzeć do Berthillona. Lody Berthillona można dostać bez problemu w kilku miejscach na wyspach, ale nie ma sensu przepłacać. Lepiej przyjść do Berthillona na Ile St Louis, które jest przytulnym, fajnym miejscem, gdzie można za mniej zjeść te same przepyszne lody. I mówiąc przepyszne, mam na myśli PRZEPYSZNE! Kiedy tam dotarliśmy, nie było (albo prawie nie było) kolejki (za co winię deszcz). Smaki są obłędne. Jeśli znajdziecie się gdziekolwiek w okolicy, nie wahajcie się, nie myślcie dwa razy, po prostu idźcie do Berthillona i spróbujcie tych przepysznych lodów! Pychotka!
That's where Hippopotamus was / Hippopotamus na południe od wysp
Palace of Justice / Pałac Sprawiedliwości
Conciergerie
The chapel / Kaplica
The clock tower / Wieża zegarowa
No comments:
Post a Comment