Monday, 4 August 2014

A beach day in Mechelinki



This year’s summer has been spoiling us with wonderful weather. It’s warm, hot even, and sunny most of the time. Perfect holiday weather. A bit more annoying if you have to work, but it’s still great.(yes, I'm back at work and we have no a/c).

I’ve lived at the seaside almost all my life, first in Hel, then in Gdynia. Apart from the short breaks, like a few months in wonderful Finland (we still had a lake there that felt like a bay at least), a few months in England or a few years (with breaks, though) in Poznan. Yet I rarely go to the beach in the summer time. Beaches are crowded, overcrowded at times, water’s usually cold. But I can remember the times when my parents used to take us to the beach when we were small and I can remember how much fun we had then. That’s why on Sunday a week ago I decided to take my kids (and my husband as well) to the beach (yesterday we went too, but that I will describe some other time).

We went to Mechelinki, on the way from Gdynia to Rewa. The beach there is really narrow and stoney (unlike most Polish beaches that have wonderful, white, pleasant sand). But that also means that even though it might feel crowded, there are not that many people there. The water was… much to my surprise, warm. I mean really warm. With waves, which meant so much more fun for the little ones. Both Paulinka and Artur had so much fun in the water. That wasn’t Arturek’s first time on the beach (let’s just mention Sopot and Evrenseki last year), but Paulinka… For her that was definitely a new experience. Stepping on sand, walking into water, the waves or even the salty water itself. So many new things! She was thrilled. He was thrilled. We all had so much fun!

Tegoroczne lato rozpieszcza nas cudowną pogodą. Jest ciepło, a nawet gorąco, i przez większość czasu słonecznie. Idealna pogoda na wakacje. Trochę bardziej irytująca, jeśli trzeba spędzać dnie w pracy (tak, wróciłam do pracy i nie mamy klimatyzacji).

Większość swojego życia spędziłam na wybrzeżu. Najpierw w Helu, a później w Gdyni. No, poza kilkoma przerwami, jak kilka miesięcy w cudownej Finlandii (ale tam też mieliśmy jezioro, które wielkością przypominało nam co najmniej zatokę), kilka miesięcy w Anglii czy kilka lat (choć z przerwami) w Poznaniu. A mimo to rzadko bywam na plaży w szczycie sezonu. Plaże są zatłoczone, czasem całkiem przeludnione, woda zwykle zimna. Ale wciąż pamiętam czasy, gdy rodzice zabierali nas na plaże, kiedy byliśmy mali i jak świetnie się wtedy bawiliśmy. Właśnie dlatego w tydzień temu w niedzielę postanowiłam zabrać dzieci (i męża również) na plażę (wczoraj też poszliśmy, ale o tym kiedy indziej).

Wybraliśmy się do Mechelinek, na trasie z Gdyni do Rewy. Plaża tam jest wąziutka i kamienista (w przeciwieństwie do większości plaż w Polsce, na których króluje piękny, biały, milutki piasek). Ale to również oznaczało, że mimo uczucia tłoku, było tam stosunkowo niewielu ludzi. Woda była... ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, naprawdę ciepła. Z falami, co oczywiście oznaczało jeszcze więcej zabawy. Dla Arturka nie była to pierwsza wizyta na plaży (wystarczy wspomnieć zeszłoroczny pobyt na plaży w Sopocie lub pobyt w Evrenseki), ale dla Paulinki... Dla niej to zdecydowanie było nowe doświadczenie. Stąpanie po piasku, wchodzenie do wody, fale, a nawet słony smak wody. Tyle nowości! Była oczarowana. Arturek był wniebowzięty. I wszyscy razem świetnie się bawiliśmy!

 Mmmm, tasty salty water! / Mmm, pyszniutka słona woda!
 So that's what sand feels like... / A więc taki jest piasek w dotyku...
 

No comments:

Post a Comment