Tuesday, 12 August 2014

Lalandia part 2 - the Aquadome

We finally got to Aquadome, the pools. I'm used to going to the locker rooms with my guys. And only the showers are separate for men and women. That's how it's organised in Sopot, that's how it's organised in Sopot. That's how we were treated when we were going to the pools with an infant (not in Sopot, but in some other pools there were special family locker rooms).

In Lalandia, girls' changing rooms, lockers and showers were on the ground floor, while guys had to climb the stairs to the first floor. So we had to split. I was a bit terrified how I was going to cope alone with an infant, but Danes are prepared for it all. There was a baby cot in the locker room and a seat with safety belts in the shower room (so that mom could wash herself easily and yet the baby is still right next to her). There was also a designated room with changing facilities for moms with babies and there was also a small plastic bathtub for washing babies. See? I told you they were prepared for it all ;) For everything you might need. Not a bad start.

We left the locker room and finally got to the pools area. There were several indoor pools there, like kiddy pool, artificial wave pools, have fun and play games pool, huge water playground, a river around the playground, one thermal pool, four slides for younger kids, one or two slides on the playground and three or four different huge slides in the corner. Plus one outdoor pool as well. So there was plenty of things to do and everybody could find something for themselves.

There was also one thing that I didn't expect and haven't seen anywhere else, but found very useful. When you entered the pool area, you could take yourself a cot for your baby. You only had to put something into it (like a towel or something), cause the empty ones were immediately taken away (as unused ones). But you could easily use it if you wanted to put your baby in a safe place or put them down for a nap.

There is a restaurant/bar in the pool area, so you don't have to leave it to grab something to eat or drink. There are tables where you can dine and there are quite a few high stools as well (once again, they're prepared for everything ;)). You can't pay with your chip bracelet though (and that's something we're used to). We had to pay cash, which was a bit of a disappointment and a bit of a discomfort. But doable, of course. Apart from that little disadvantage, the place was great.

Obviously, we started our pool fun with the kiddy pool. And we found out (or confirmed) that both our kids are water animals. We couldn't take either of them out of the water. Both of them enjoyed the tiny slides. I managed to take Artur to the playground, but he didn't enjoy it that much. He was afraid of the water splashing from the huge bucket on top of it. He liked the river much more.

Finally, once he got to like the little slides, I managed to convince him to go with me to the big slides. And that was a huge surprise for me that he liked them, too! Even the one where you have to lie on your belly and slide down face-first, with the water splashing into your face and me flying in the final part of this slide. He couldn't get enough of it. I have to say I was proud of him. A lot!


W końcu dotarliśmy do Aquadome, na baseny. Jestem przyzwyczajona do tego, że do szatni chodzę razem z chłopakami. A dopiero prysznice są osobne dla kobiet i mężczyzn. Tak to wygląda w Sopocie. Tak byliśmy traktowani, gdy chodziliśmy na baseny z niemowlakiem (nie w Sopocie, ale na innych basenach były specjalne szatnie rodzinne).

W Lalandii, damskie przebieralnie, szafki i prysznice są na parterze, a panowie muszą wspiąć się po schodach na pierwsze piętro. Więc musieliśmy się rozdzielić. Byłam z lekka przerażona, jak sobie poradzę sama z niemowlakiem, ale Duńczycy są przygotowani na wszystko. W szatni było łóżeczko niemowlęce, a pod prysznicami specjalne siedzonko z pasami bezpieczeństwa dla niemowląt (co ma umożliwić mamie swobodne umycie się, a jednocześnie pozwolić na bliskość z dzieckiem). Oprócz tego był specjalny pokoik z wszelkimi udogodnieniami do przewijania i umycia niemowlaka, a także mała plastikowa wanienka, w której można było umyć dziecko. Widzicie? Mówiłam, że byli przygotowanie na wszystko ;) Na wszystko, czego mama może potrzebować. Całkiem niezły początek.

Wyszłyśmy z szatni i w końcu udałyśmy się na tereny basenowe. Do wyboru było kilka basenów wewnętrznych, takich jak brodzik, basen ze sztuczną falą, basen do wygłupiania się i grania w różne gry, wielki wodny plac zabaw, rzeka wokół placu zabaw, jeden basen z bardzo ciepłą wodą, cztery zjeżdżalnie dla mniejszych dzieci, jedna lub dwie zjeżdżalnie na placu zabaw oraz trzy lub cztery ogromne zjeżdżalnie w rogu. I jeden basen zewnętrzny. Więc było co robić i każdy mógł znaleźć coś fajnego dla siebie.

W Lalandii było również coś, czego się nie spodziewaliśmy i nie widzieliśmy nigdzie indziej, ale bardzo się nam to przydało. Kiedy wchodziło się na teren basenowy, można było zabrać ze sobą łóżeczko/kojec dla dziecka. Wystarczyło włożyć coś do środka (np. ręcznik), bo puste były od razu odstawiane na miejsce (bo przecież puste znaczy nieużywane). Ale bez problemu można było w nim bezpiecznie zostawić dziecko na chwilę lub położyć je spać.

Na terenie basenowym jest także bar/restauracja, więc nie trzeba wychodzić, aby się posilić lub napić. Są stoliki, przy których można zjeść i całkiem przyzwoita ilość krzesełek dla dzieci (raz jeszcze, Duńczycy są przygotowani na wszystko ;)). Niestety, nie można płacić bransoletką z czipem (a do tego właśnie jesteśmy przyzwyczajeni). Trzeba zapłacić gotówką, co, nie da się ukryć, było pewnym utrudnieniem i nas zawiodło. Ale, oczywiście, jest to wykonalne. Poza tą jedną wadą, miejsce jest super.

Jak to zwykle z nami bywa, przygodę z basenami rozpoczęliśmy w brodziku. I dowiedzieliśmy się (a raczej potwierdziliśmy), że nasze dzieci to wodne zwierzaki. Żadnego z nich nie dało się wyjąć z wody. Obojgu podobały się małe zjeżdżalnie. Udało mi się zaciągnąć Artura na plac zabaw, ale niezbyt mu się tam podobało. Bał się wody chlustającej z wielkiego wiadra na szczycie konstrukcji. Zdecydowanie bardziej przemawiała do niego rzeka wokół placu zabaw.

W końcu, kiedy już przekonał się na dobre do małych zjeżdżalni, udało mi się go namówić na przetestowanie ze mną dużych zjeżdżalni. I, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, bardzo mu się tam spodobało! Nawet na tej, na której zjeżdża się na brzuchu na materacu, twarzą do przodu, z wodą chlapiącą po całej buzi, na której to zjeżdżalni na ostatniej prostej (choć stromej ;)) leciałam w powietrzu zamiast zjeżdżać. Po prostu nie miał dość, wciąż tylko wspinał się po schodach - jeszcze raz, jeszcze raz. Muszę powiedzieć, że byłam z niego dumna. Ogromnie.

 The baby cot / Łóżeczko dziecięce
 The tiny slides / Małe zjeżdżalnie
 The big slides / Duże zjeżdżalnie

No comments:

Post a Comment