Wednesday 17 September 2014

A sentimental trip

During summer time, road to Hel is like road to hell. You stand more than you move forward. There's that much traffic. So when my grandma said she'd love to go to Hel in the middle of August, we started looking for alternative ways to get there.

Bike would have been lovely, but my grandma is eighty and the distance is about 70 km one way. Not the best option. Train - sure, would have been great if in the summertime it was possible to squeeze into one. And squeeze into is no exaggeration. Trains to Hel are very often that crowded. So what was left? A ferry, or a water tram (whatever you want to call it).

It's not cheap (35 PLN one way normal price, 25 PLN one way reduced price, kids up to 4 years travel for free), but it's convenient. The cruise is operated by Żegluga Gdańska. You can find the information on prices and hours here. The cruise lasts roughly an hour and gives you the opportunity to look at both Gdynia (in our case, but you can also depart from Sopot or Gdansk) and Hel from a different perspective.

We got to Hel and went straight to the lighthouse. We knew we wanted to climb to the top and enjoy the view. When I was small and we were still living there, the lighthouse was closed to tourists. It was opened for the first time right before we moved to Gdynia. I can still remember what it felt like to climb to the top.

Artur wasn't interested in the view, but he was happy to see the "machinery" on top, i.e. the huge lamp and all that. Of course, we showed him the view as well, describing what he was looking at. Although I felt like a guide to both my men. After all, neither of them could beat me in the time spent in Hel.

Then we went for lunch. The weather started changing and from pleasant and sunny it got to windy (and finally to rainy as well). After lunch we wanted to see the feeding of seals again, but the line to the entrance was... never-ending. And when we got there the feeding was about to start. Plus there were so many people already inside, that hardly anyone else could squeeze in anymore. So we gave up. We promised Artur to come back once all the tourists are gone. Like the last time, when we were the only people there. All we know is that the prices are up. Now the entrance costs 5 PLN per person.

After lunch, since there was not much time left and we couldn't get in to see the seals, we decided to go for a short walk along the beach and then head back to the ferry. The way back wasn't as... quiet as the first one. Waves were much bigger, splashing at the front of the ferry. Paulinka had a little bit of a trouble walking, since the floor was moving away from her feet. It was funny to watch, as if she was learning to walk again. After a while she got a bit more used to it, so she was doing pretty well. And Artur was so excited to see the water splashing around so hard, that we couldn't keep him inside. Towards the end it also started raining again.

Latem, droga na Hel jest drogą przez mękę. Więcej się stoi niż porusza. A wszystko z powodu korków. Tak więc kiedy dowiedzieliśmy się, że babcia chce nas odwiedzić i z chęcią wybrałaby się na Hel, zaczęliśmy szukać alternatywnych możliwości dostania się na ten kraniec Polski. 

Rower byłby cudnym rozwiązaniem, ale babcia ma już swoje osiemdziesiąt lat, a dystans do pokonania to prawie 70 km w jedną stronę. Czyli nie wygląda to najlepiej. Pociąg - pewnie, też świetna alternatywa, gdyby tylko dało się latem do takiego wcisnąć. I wcisnąć nie jest przesadą. Pociągi na Hel są często aż tak przeładowane. Więc co pozostało? Statek, albo tramwaj wodny (jakkolwiek byśmy tego nie nazwali).  

Nie jest to tania alternatywa (bilet normalny kosztuje 35 zł w jedną stronę, ulgowy 25 zł, dzieci do lat 4 podróżują bezpłatnie), ale wygodna. Na tej trasie pływa Żegluga Gdańska. Informacje o cenach i godzinach można znaleźć tutaj. Podróż zajmuje około godzinę i daje okazję spojrzenia zarówno na Gdynię (w naszym wypadku, choć można też wypłynąć z Gdańska lub Sopotu), jak i na Hel z trochę innej strony.

Po dotarciu na Hel, poszliśmy wprost na latarnię. Z góry wiedzieliśmy, że chcemy się wspiąć na szczyt i podziwiać widok. Kiedy byłam mała i jeszcze mieszkaliśmy w Helu, latarnia była zamknięta dla zwiedzających. Po raz pierwszy otwarto ją tuż przed naszą przeprowadzką do Gdyni. Wciąż pamiętam emocje, które towarzyszyły naszej pierwszej wspinaczce. 

Arturka średnio interesował widok z góry, za to oprzyrządowania (czyli lampa i cała reszta) zdecydowanie tak. Oczywiście widokiem też go zainteresowaliśmy opowiadając mu jednocześnie, na co patrzy. Chociaż w sumie to ja byłam dla chłopaków głównym przewodnikiem. Jakby na to nie patrzeć, z naszej trójki to ja spędziłam w Helu najwięcej czasu. 

Z latarni udaliśmy się na obiad. Pogoda zaczęła się zmieniać. I tak oto z pięknej i słonecznej przeistoczyła się w wietrzną (a w końcu także w deszczową). Po obiadku chcieliśmy znów zobaczyć karmienie fok, ale kolejka do wejścia... nie miała końca. A karmienie już miało się zaczynać. No i w środku było już tyle osób, że nawet gdyby udało nam się wcisnąć do środka, pewnie i tak byśmy nie widzieli nic poza plecami osób stojących przed nami. Więc daliśmy za wygraną. Obiecaliśmy Arturkowi, że przyjedziemy, kiedy nie będzie już tylu turystów. Tak, jak wtedy, kiedy byliśmy tu ostatnim razem i byliśmy praktycznie jedynymi osobami na pokazie. Wiemy jedynie, że ceny poszły w górę. Teraz wejście kosztuje 5 zł od osoby.  

Tak więc po obiadku, skoro nie mieliśmy już za dużo czasu, ale fok oglądać też nie mogliśmy, poszliśmy na krótki spacer wzdłuż plaży, a potem z powrotem na statek. Droga powrotna nie była już tak... spokojna jak droga w pierwszą stronę. Fale były zdecydowanie większe i rozpryskiwały się o dziób statku. Paulinka miała drobne problemy z chodzeniem, bo grunt uciekał jej spod nóg. Fajnie się na to patrzyło, jakby znów uczyła się chodzić. Po jakimś czasie w miarę się do tego bujania przyzwyczaiła i radziła już sobie całkiem nieźle. A Arturkowi tak podobała się woda rozchlapująca się wszędzie dookoła, że ciężko go było utrzymać w środku. Pod koniec podróży znów zaczęło padać.  


 Gdynia seen from the water / Gdynia widziana z wody
 Paulinka trying to attract other kids' attention / Paulinka próbująca zwrócić na siebie uwagę innych dzieci
 Hel seen from the water / Hel widziany z wody
 Just trees and sea around / Wokół tylko drzewa i morze
 Hel as seen from the lighthouse / Hel widziany z latarni
 "My" street / "Moja" ulica
 Lunch time / Czas na obiad
 The so-called small beach / Tak zwana mała plaża
 Watching water splashing into the window / Oglądając wodę chlapiącą na okno

No comments:

Post a Comment