Tuesday, 9 September 2014

Disneyland with Arturek

The whole trip to Disneyland was first and foremost for Artur. We wanted him to have as much fun as he could. And we wanted him to remember it all oh so well. And that's exactly how we planned it. We let him choose whatever he wanted to do and let him go wherever he wanted to go. Reasonably, of course. But if he wanted to wait in that oh-so-long line, we let him. Unless we found a good alternative for the moment and could come back a bit later.

What was he most eager to do? To drive a car, of course! And they (meaning guys, Paulinka was asleep so we were just walking around) waited and waited and then waited a bit more for their turn to hop into that car and drive for three minutes (and wait a bit more to hop off the car...).

He also went to the theater to meet Mickey Mouse in person. He was thrilled! Can't blame him ;)

And we also waited for hours (almost two, to be exact) for that Dumbo ride. A ride that lasted like a minute or two. Again, there is something wrong with the system...

Oh, and Artur, since he's Artur, tried to get the sword outta the stone and become the king of England. Couldn't make it. Apparently, he's an ordinary boy. Although so special to me :)

Wyjazd do Disneylandu był organizowany przede wszystkim z myślą o Arturku. Chcieliśmy, aby to przede wszystkim on się świetnie bawił. Aby to on tę wycieczkę bardzo dobrze wspominał. I tak właśnie ją układaliśmy. Pozwalaliśmy mu decydować, co chce robić i dokąd chce pójść. Z głową, oczywiście. Ale jeśli chciał czekać w tej przerażająco długiej kolejce, pozwalaliśmy mu na to. O ile nie udało nam się znaleźć dobrej alternatywy na dany moment i mogliśmy wrócić w to miejsce później. 

Co najchętniej robił? Jeździł samochodem, oczywiście! I oni (czyli chłopacy, bo Paulinka spała, więc my sobie spacerowałyśmy) czekali i czekali i potem czekali jeszcze trochę na swoją kolej, by wskoczyć do auta i pojeździć przez 3 minuty (a potem poczekać jeszcze chwilę, by móc z auta wysiąść...). 

Z chęcią poszedł również do kina, by móc osobiście poznać Myszkę Mickey. Był wniebowzięty! Ciężko go winić ;)

No i spędziliśmy godziny (prawie dwie, uściślając) w oczekiwaniu na przejażdżkę na Dumbo. Przejażdżkę, która trwała jakąś minutę lub dwie. Naprawdę coś musi być nie tak z organizacją...

A, no i Artur, jako że nazywa się Artur, próbował wyjąć miecz z kamienia i zostać królem Anglii. Nie udało się. Najwidoczniej jest zwykłym chłopcem. Choć dla mnie wyjątkowym :) 

No comments:

Post a Comment